wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 5

 Na pewno nie dała się uwieźć dziwnemu liścikowi znalezionemu w winie. Na pewno nie stała teraz na środku korytarza przed biblioteką. I na pewno nie czekała na tajemniczego nadawcę karteczki. Gdyby tak było, nie nazywałaby się Hermioną Granger.
  Ale choćby bardzo chciała, nie potrafiła się okłamywać. Zaczęła więc tłumaczyć, że kawałek papieru był tylko wymówką. Naprawdę uciekła z Wielkiej Sali bo była tym wszystkim zmęczona. Chłopcy, którzy wcześniej nawet by do niej nie podeszli, w ten wieczór nie dawali jej zejść z parkietu, musiała patrzeć jak Harry i Ron otwarcie flirtują z innymi ( na oczach zdegustowanej Ginny ) i na dodatek znosić kłujące spojrzenie Malfoya. A propozycja sprawdzenia kim jest jej tajemniczy wielbiciel była po prostu nie do odrzucenia.
  Teraz miała za swoje. Pewnie dała się nabrać na jakiś debilny dowcip. Na Godryka, jaka była naiwna! Trudno, musi wrócić na bal, żeby zachować resztki godności.
  Gryfonka rozejrzała się wokół i tracąc ostatnie nadzieje ruszyła przed siebie. Szła dość szybko, zastanawiając się przy tym kto byłby zdolny do zrobienia jej takiego okropnego kawału.
  Nagle uderzyła w czyjś twardy tors i odbiła się od niego ledwie łapiąc równowagę. Miała zamglone oczy, ale nie nos ( o ile tylko nos może być zamglony ). Od razu wyczuła ten sam zapach drogich perfum, jakimi pachniała zmięta w jej dłoni karteczka.
  - Granger, sieroto, uważaj jak chodzisz. - Blondyn mierzył w Hermionę takim samym wzrokiem, co w Wielkiej Sali. Ona jednak patrzyła na niego ze zdumieniem. Liścik na pewno nie mógł być od niego. Najwidoczniej tylko zdawało jej się, że Ślizgon używa podobnych perfum. Zresztą przecież to Malfoy, jej największy wróg.- Chwila... co tam trzymasz?
  Wskazał na jej zaciśniętą pięść, z której wystawał kawałek białego papieru. Szybko schowała ją za plecy.
  - To nie twoja sprawa. - powiedziała i zrobiła kilka kroków przed siebie. Chciała być już w Wielkiej Sali, daleko od Ślizgona, jednak nie pozwoliła na to dłoń, która nagle zacisnęła się na jej ramieniu.
  - Pokaż mi tą kartkę, Granger. Padłaś ofiarą żartu, a ja mogę rozpoznać czyjego. - odwróciła się w stronę blondyna i wyrwała rękę z uścisku.
  - Najpierw powiedz mi, jaki masz w tym interes.
  Draco sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej taki sam kawałek papieru. Jeżeli wcześniej Hermiona była tylko zaskoczona, teraz już całkiem zgłupiała. Bez słowa podała blondynowi swoją karteczkę.
  Co tu jest grane?
  - Cholera... - mruknął. - To pismo Zabiniego. Co za palant...
  - Skoro Blaise napisał list do mnie, od kogo jest twój? - zapytała Hermiona zirytowanym głosem. Nie miała pojęcia dlaczego czarnowłosy Ślizgon zrobił coś takiego. Draco wyglądał na równie zdenerwowanego, ale podał Gryfonce swoją kartkę.
  - Nie wierzę... - powiedziała brązowowłosa, dodając po chwili: - Dorwę cię, Ginewro Weasley.
  - Nikogo nie dorwiesz, Granger. Najlepiej nie rób nic. Znam Zabiniego i wiem co chciał osiągnąć. Po prostu wejdziesz do sali i będziesz udawać, że nic się nie stało.
  Hermionę oburzyły słowa blondyna. Nikt nie miał prawa jej rozkazywać, a w szczególności on! Wyprostowała się dumnie i założyła ręce na piersi.
  - Zrobię, co zechcę, Malfoy. Nie będziesz mi wydawał poleceń.
  Szczerze, spodziewała się po Ślizgonie wszystkiego: parsknięcia śmiechem, obraźliwego komentarza albo nawet zwykłej ignorancji. Jednak on tylko zacisnął usta i powiedział:
  - Dobrze. - Hermiona wrosła w podłogę, a jej oczy osiągnęły wielkość magicznie modyfikowanych pomidorów Hagrida. Czy Malfoy powiedział to, co jej się zdawało, że powiedział? - Ale jeśli coś takiego jak to się powtórzy - tu wskazał na karteczkę - miej pretensje tylko do siebie i swojego pierwotnego rozumu.
  Rzucił jej ostatnie ze swoich pogardliwych spojrzeń i odszedł w kierunku Wielkiej Sali. Hermiona patrzyła przez jakiś czas na wnękę, za którą zniknął. Analizowała jego wypowiedzi słowo w słowo, starając się znaleźć w nich ukrytą ironię, ale nic z tego.
  Wyglądało na to, że blondyn w swój specyficzny, obraźliwy sposób próbował jej pomóc...
 
  Za każdym razem, gdy Blaise patrzył czy Draco i Mionka już wrócili trzymając się za ręce i szepcząc sobie słodkie słówka ( typu "mój ty kochany tleniony robaczku" albo "moja brązowowłosa kaczuszko" ), jego wzrok skupiał się na zmartwionej Ginny. Siedziała w kącie przy stole Gryffindoru i wbijała łyżeczkę w kawałek tortu wiśniowego, tymczasem wybraniec, który miał czelność nazywać się jej chłopakiem świetnie się bawił w towarzystwie kilku pustych małolat. Żadna dziewczyna nie zasługiwała na takie traktowanie, jakim była karmiona rudowłosa.
  Mimo, że z Zabinim znali się dopiero od niedawna, uważał ją za całkiem spoko babkę. Dlatego też nie potrzebował wiele czasu na podjęcie decyzji co teraz należy zrobić. Wstał ze swojego miejsca i podszedł do stołu Gryfonów.
  - Zatańczysz, wiewiórko? - zapytał wyciągając dłoń w jej stronę i kłaniając się jak przystało na każdego księcia z bajki ( a przecież Balaise był prawdziwym księciem ).
  Ginny podniosła wzrok znad talerza, delikatnie się czerwieniąc i po chwili zastanowienia podała Zabiniemu rękę.
 
  Gryfonka musiała przyznać, że Zabini był świetnym tancerzem. Na dodatek doprowadzał ją do śmiechu swoim rozbrajającym poczuciem humoru. Niemal zapomniała o Harrym, który dopiero teraz skupił na niej wzrok. Niestety, nie było to najprzyjemniejsze spojrzenie.
  Mijały minuty i kolejne utwory, utrzymane w wesołej i szybkiej rytmice.
  Wtedy orkiestra zaczęła grać coś wolniejszego. Wszystkie pary na parkiecie przytuliły się do siebie, a rudowłosa spłonęła rumieńcem. Nie miała pojęcia, czy się wycofać w kąt, czy przybliżyć do Blaise'a. Ten jakby nigdy nic podał jej rękę. Ustawili się, wciąż zachowując bezpieczny zdaniem Ginny dystans.
  Powinna teraz tańczyć z Harrym, ale z jakiegoś powodu nie chciała. To zapewne dlatego, że ignorował ją przez połowę balu, tłumacząc „te dziewczyny są ciekawe, jak wyglądała ostateczna bitwa, nie mogę ich tak po prostu zostawić”. Jasne, Harry, a mnie możesz, tak? - myślała.
  Wcześniej Zabini bardzo dużo mówił, jednak teraz nawet jemu udzieliła się niezręczność sytuacji.
  - Nie widzę nigdzie Hermiony ani Draco. - powiedziała w końcu Gryfonka przerywając ciszę.
  - Pewnie są teraz w czyimś dormitorium i ustalają jak nazwą swoje dzieci. - odpowiedział Blaise, jak zwykle żartobliwie.
  - A tak właściwie, naprawdę myślisz że wystarczy im jeden wieczór, żeby się pogodzić?
  - Albo się pogodzą, albo pozabijają. - Ginny spojrzała na niego szeroko otwierając oczy. - Nie martw się, mam wszystko pod kontrolą. Po jednym spotkaniu ten tleniony głupek nie poda Mionce dłoni na zgodę, ale możliwe, że razem dowiedzą się, kto wysłał ich aż pod bibliotekę. I byłbym dumny, gdyby teraz planowali zemstę.
  - Blaise, obiecałeś że nie oberwę żadnym zaklęciem niewybaczalnym! - oburzyła się Gryfonka.
  - Hermiona byłaby zdolna do czegoś takiego? A już myślałem, że to Draco będzie tym „złym” rodzicem. - Zabini roześmiał się, po czym dołączyła do niego również Ginny. Mieszanka blondyna i brązowowłosej, to na pewno będzie ciekawe połączenie. I groźne dla społeczeństwa, nie ma co.
   Dyskutowali w ten sposób do czasu, kiedy rudowłosa usłyszała głośne chrząknięcie zza pleców. Stał za nią Harry z nieciekawą miną.
  - Teraz moja kolej. - oznajmił wbijając wzrok w Blaise'a. Ten posłał mu tak samo chłodne spojrzenie i już zamierzał coś odpowiedzieć, kiedy zobaczył Draco wchodzącego głównymi drzwiami. W ostatniej chwili zrezygnował z rzucenia jakimś obraźliwym tekstem, o czym sugerowała jego mina. Posłusznie oddalił się od Gryfonki i odszedł w stronę blondyna.
  Ginny wypierała z głowy myśl, że była to scena czystej zazdrości. No bo czego Harry mógł zazdrościć, przecież Zabini był tylko jej dobrym kolegą.

  Draco usiadł przy stole i zamierzał przesiedzieć tu resztę wieczoru, ponieważ poziom jego zdenerwowania był niebezpiecznie wysoki. Nie zauważył Blaise'a, zajmującego miejsce obok.
 Wszystkie jego myśli krążyły wokół pewnej irytującej Gryfonki i... głupoty samego siebie.
  Mógł rzucić Granger jakiś obraźliwy komentarz, ominąć ją i odejść. Powinien to zrobić, ale nie. On najzwyczajniej w świecie zaczął sobie z nią gawędzić. Jakby tego było mało, powiedział coś, co mogło brzmieć jak oferowanie pomocy!
  Była jednak rzecz, która denerwowała blondyna jeszcze bardziej. Gryfonka w bezczelny sposób odrzuciła jego ofertę!
  Sam nie wiedział, dlaczego cały czas o tym myśli. Pewnie alkohol namieszał mu w głowie, chociaż wcale nie wypił aż tak dużo.
  - Co tak nagle zniknąłeś, Kopciuszku? Przecież nie ma jeszcze północy. - Zabini wyrwał go z czeluści własnego umysłu. No tak, Draco musiał się jeszcze rozprawić z czarnowłosym... Ale nie teraz. Zrobi to po Ślizgońsku, z zaskoczenia. Zemsta musi być dopracowana.
  - Wino trochę mi zaszkodziło. - odpowiedział blondyn.
  - Trochę? Stary, wiesz ile cię nie było? Zupełnie jakbyś przeszedł pół Hogwartu! - Blaise był zdecydowanie za dobrym aktorem. Zachowywał się jakby nie wiedział o czym mówi.
  - Może więcej niż "trochę". - powiedział Draco, a po chwili dodał: - Zabini, nie chcesz chyba dyskutować o moich potrzebach fizjologicznych, prawda?
  Czarnowłosy roześmiał się.
  - No dobra, zmieńmy temat.
  Pozostawała jeszcze jedna sprawa. Blondyn powiedział Granger, że wie, co jego przyjaciel chciał osiągnąć. W rzeczywistości jednak nie miał o tym zielonego pojęcia.
  Nagle ktoś dotknął jego ramienia.
  - Panie Malfoy, proszę wstać i dołączyć do pozostałych tańczących. - rozkazała McGonagall. Była organizatorką balu, więc chciała żeby wszystko szło po jej myśli.
  Draco spojrzał na nią z zażenowaniem.
  - Czy to konieczne?
  - Jak najbardziej. Jest pan prefektem naczelnym, wypada więc chociaż raz pojawić się na parkiecie. - ucięła i ruszyła znęcać się psychicznie nad innymi uczniami.
  Blondyn westchnął ciężko i wstał z miejsca. Trudno, to tylko jeden taniec.

  Hermiona weszła do sali jak najszybciej, aby uniknąć niepotrzebnych spojrzeń, które jednak ją napotkały. Od razu po zajęciu miejsca przy stole otrzymała propozycję tańca od pewnego Puchona. Zgodziła się, aby przestać myśleć o kilku rzeczach, które ją dosłownie prześladowały.
  Delikatnie się rozpromieniła, kiedy zobaczyła, że pary przygotowują się do wykonania Walca Wiosennego. Był to jej ulubiony taniec, wesoły i polegający na zmienianiu partnera co jakiś czas. Wraz z Augustem ( bo tak przedstawił się nieznajomy Puchon ) ustawili się w długim szeregu i ruszyli razem z nim gdy zaczęła grać muzyka.
  Gryfonka uśmiechała się szeroko do każdego nowego towarzyszącego. Niektórzy deptali po jej stopach, inni co chwilę przez coś przepadali, ale nie zabrakło też takich, którzy ruszali się całkiem dobrze.
  Kiedy orkiestra kończyła grać jedną z ostatnich sekwencji, Hermiona ukłoniła się przed kolejnym partnerem, podniosła głowę i... mało brakowało, a straciłaby przytomność.
  Draco wyglądał na tak samo zaskoczonego i podobnie jak ona nie wiedział co zrobić w takiej sytuacji. Brązowowłosa stwierdziła, że zatrzymują cały taniec. Musiała na ten moment wyzbyć się wszystkich uprzedzeń do Ślizgona, bo inaczej McGonagall z pewnością odbierze jej punkty.
  Westchnęła i unikając spojrzenia blondyna, podała mu rękę, którą po chwili złapał, wyraźnie pokazując, że robi to od niechcenia.
  - Tylko dlatego, że muszę, Granger. - burknął.
  - I wzajemnie, Malfoy.
  Ruszyli za szeregiem par, zataczając powolne koła. Hermiona była bliska zwrócenia tortu wiśniowego na posadzkę, ale zmuszała się do stawiania kolejnych kroków. Szło jej bardzo dobrze i niestety Draco wcale nie był od niej gorszy.
  Czas, podczas którego musiała tańczyć ze Ślizgonem okropnie się dłużył. Kiedy nareszcie utwór dobiegł ku końcowi, oderwała się od blondyna i niemal pobiegła w stronę stołu Gryfonów.
  Siadając w kącie odruchowo dotknęła miejsca, w którym ją trzymał. Wzdrygnęła się, bo czuła, jakby jeszcze to robił.
 
--------------------------------------------------------------------
Hej!
  Po pierwsze - BARDZO zaskoczyliście mnie ostatnimi komentarzami! :) Przez nie cały czas nie potrafiłam zdjąć uśmiechu z twarzy. Dziękuję!
  Bardzo się starałam, pisząc ten rozdział. Czy mi wyszedł? Sami oceńcie ;)
  Chciałabym Wam jeszcze pokazać, wiadomość, którą otrzymałam kiedy ostatnio grałam w Simsy :)))















Fajna, prawda?
Avalon.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 4

  - Jeżeli nie przestaniesz się ruszać, skończysz ze wsuwkami wbitymi w czaszkę. - ostrzegła Ginny poprawiając fryzurę Hermiony. Po skończonej pracy spojrzała na swoje dzieło lekko przechylając głowę.
  - Wyglądasz jak dziewiąty cud świata. - stwierdziła. Brązowowłosa, która nie była przyzwyczajona do takich komplementów ( Ron nie potrafił się wysilić nawet na zwykłe "ładnie" ) uśmiechnęła się i pouczyła przyjaciółkę:
  - Mugole mają tylko siedem cudów świata, Ginny.
  - Wiem. Ale ósmym jestem ja. - ruda roześmiała się. Miała rację, obie Gryfonki wyglądały pięknie.
  Hermiona ubrała długą, rozkloszowaną, czerwoną sukienkę. Dwa kosmyki włosów spięła z tyłu głowy, a resztę zamieniła w rozpuszczone loki. Wszystko dopełniła wieczorowym makijażem, idealnie pasującym do stroju. Efekt przeszedł jej najśmielsze oczekiwania, co przyznała patrząc w lustro.
  Ginny wyglądała niemal równie zjawiskowo. Miała beżową sukienkę, wysokiego, zdobionego koka i delikatny makijaż. O Merlinie, niech już zobaczy ją Harry, prosiła w duchu nie mogąc doczekać się balu. Czuła, że ten wieczór będzie wyjątkowy.

  Blaise wpadł do dormitorium Dracona w świetnym nastroju. Jeszcze niczego nie wypił, a już był pobudzony jak po kilku piwach karmelowych. Tak jak się spodziewał, zastał blondyna poprawiającego muszkę przed lustrem.
  - To jak, Królewno, gotowa na bal? - zapytał, klaszcząc w dłonie.
  - Uspokój się. Nie jestem teraz w nastroju na żarty. - odburknął blondyn.
  - Stary, znowu spadłeś z miotły? Mówisz jak Snape.
  - To wszystko przez Parkinson. Tym razem nasłała swoje niewolnice, żeby sprawdziły co zakładam. Chciała przyjść ubrana podobnie, bo wszyscy myśleliby że znowu jesteśmy razem...
  Blaise oparł się o fotel i spojrzał na przyjaciela z politowaniem.
  - Musisz przyznać że przeszła samą siebie. - stwierdził. Na te słowa Draco zirytował się jeszcze bardziej.
  - Ona już chyba nigdy nie da mi spokoju! Merlinie, nie znam bardziej irytującej dziewczyny...
  - Naprawdę? A Hermiona? - zapytał szatyn maskując uśmiech. Blondyn patrzył na niego przez chwilę wyraźnie zmieszany. W końcu odpowiedział:
  - Dobrze wiesz, Zabini, że Granger nie kwalifikuje się nawet do ludzi, a co dopiero do dziewczyn. Jest po prostu szlamą.
  - A ty jesteś po prostu głupi. - powiedział Blaise zachowując swój wesoły wyraz twarzy. Draco spojrzał na niego z wyrzutem w oczach. Jednak tego dnia nic, nawet wściekły wzrok przyjaciela, nie powstrzyma Zabiniego od wypełnienia swojej misji.
  W tym momencie był tylko ciekaw tego, jak będzie wyglądać Miona. Ginny obiecała przecież, że postara się przemienić ją w słońce Hogwartu...

  1 dzień temu:
  (...) Wtedy zobaczył pod ścianą rudą siostrę Weasleya, która rozmawiała ze szkolną dziwaczką, Luną Lovegood. Doskonale. Podszedł do nich. Kości zostały rzucone. Czas na pierwszy etap realizacji planu.
  - No cześć, siostry Gryfonki! - przywitał je z jak największym entuzjazmem w głosie. Blondynka zaczęła się rozglądać, chcąc sprawdzić do kogo mówił Ślizgon. Kiedy zdała sobie sprawę z tego, że zwrócił się on do niej i jej przyjaciółki, odpowiedziała:
  - Witaj, Blaise.
  - Mam pewną sprawę... Do Ginny. - spojrzał na rudowłosą, która widocznie nie miała zielonego pojęcia co mu odpowiedzieć.
  - Jasne, już was zostawiam. - Luna zniknęła za ścianą korytarza.
  Teraz albo nigdy. No dawaj.
  - Chciałem tylko powiedzieć przepraszam. W imieniu moim i Draco. Za wszystko co zrobiliśmy... no wiesz kiedy. - Blaise wydusił z siebie w końcu, to co miał zamiar wyznać już dawno temu. I był zadowolony. Jednak Ginny najwyraźniej nie załapała dlaczego. Po prostu patrzyła na Ślizgona w taki sposób, jakby spodziewała się, że zaraz wybuchnie przed nią śmiechem i krzyknie: "Żartowałem ruda kreaturo!" Ale nie. Nic się takiego nie stało.
  - To miło z twojej strony... - zaczęła. - Widzę, że nie kłamiesz, ale nie sądzę, żeby Malfoy był zadowolony z tego co zrobiłeś w jego imieniu.
  - Dlatego to będzie nasza słodka tajemnica. - mrugnął do Gryfonki, która desperacko walczyła z rumieńcem wkradającym się na jej twarz. Zabini wiedział jak działa na dziewczyny Postanowił więc użyć trochę uroku osobistego w rozmowie z rudą. - Ale masz rację, Draco to skończony idiota. Chciałbym żeby w końcu pogodził się z wami, a zwłaszcza z Hermioną. Mam nawet pomysł jak do tego doprowadzić, ale będzie mi potrzebna pomoc. - popatrzył na Ginny spojrzeniem słodkiego kociaka. Ha! Nikt mu się teraz nie oprze.
  - No nie wiem Blaise... Mogę za takie spiski oberwać od Herm Cruciatusem... - chwila, chwila... Czy Ślizgon się czasem nie przesłyszał? Zdawało mu się, że słyszy wątpliwości w głosie Gryfonki. To w ogóle możliwe?
  - Niczym nie oberwiesz, obiecuję. W razie czego wezmę wszystko na siebie. Chcę po prostu pomóc w znalezieniu nici porozumienia pomiędzy naszymi przyjaciółmi, a to chyba nic złego, prawda?
  - No już dobrze. - powiedziała Ginny po chwili namysłu. - Ja też chciałabym żeby się pogodzili.
  Pogodzą się, i to jak... Oczy Zabiniego zaświeciły jeszcze jaśniej. Wszystko szło zgodnie z planem.
  - Świetnie! Mam dla ciebie jeszcze jedną informację. - powiedział, a zaraz potem dodał: - Sprawdzoną...

  Pansy Parkinson siedziała w swoim pokoju smarkając w poduszkę. Jak on mógł się tak zachować?! Wywalił z trzaskiem jej przyjaciółki po czym przekazał im że "Nigdy, PRZENIGDY do niej nie wróci". Bezczelny typ!
  Ale jaki przystojny... Stop, Pansy opanuj się! Musisz przestać myśleć o nim w taki sposób. Pokaż mu, że masz go gdzieś. Niech zobaczy co stracił!
  Ślizgonka wstała z łóżka i pobiegła do łazienki. Zaczęła zmywać z twarzy oznaki smutku, obmyślając plan zemsty. Jeżeli ona, Pansy Parkinson, nie może mieć Dracona Malfoya na własność, nikt nie będzie go miał.
  Postanowione.

  Draco wszedł do Wielkiej Sali pewnym siebie krokiem z Zabinim u boku. Momentalnie wzrok wszystkich dziewczyn skupił się właśnie na nich. Blondyn uwielbiał to od zawsze. Cały stres związany z Parkinson przeszedł, a zastąpiło go pewnego rodzaju podniecenie. Był to bowiem kolejny bal, czyli kolejna okazja do niewinnego flirtu.
  Wraz z przyjacielem usiedli przy stole zastawionym dla Ślizgonów, który niemal uginał się pod ciężarem jedzenia.
  - Na twoje szczęście nie widzę nigdzie Pansy. - powiedział Blaise rozglądając się po sali. Draco odetchnął z ulgą. Przynajmniej ta flądra nie popsuje mu wieczoru. A skoro mowa o psuciu czegokolwiek, gdzie się podziała Granger? Nie było jej przy Potterze i Weasley'u, którzy z kolei otoczyli się całkiem ładnym gronem małolat. Blondyn miał nadzieję że Gryfonka postanowiła zostać w dormitorium i nie zjawi się na balu. I tak nikt nie chciałby z nią zatańczyć.
  Parkiet był jak dotąd pusty ze względu na wczesną porę. Wszyscy uczniowie siedzieli grzecznie przy stołach i czekali aż zabawa się rozkręci. Draco nalał do kieliszka białe wino, dozwolone tylko siedmiorocznym i popijał je powoli.
  Wtedy jego wzrok skupił się na wejściu i pięknym, czerwonym kolorze falującym w rytm granej muzyki. Uniósł kieliszek do ust wciąż patrząc na tajemniczą dziewczynę powoli zbliżającą się do środka Wielkiej Sali.
  Zaraz, zaraz... Granger?!
  Blondyn wypluł z ust wino i poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła. Tak bardzo chciało mu się zwymiotować... Powstrzymał go wzrok Zabiniego i dziwnie drażniący uśmiech przyjaciela.
  - Cholera... - mruknął blondyn wycierając twarz serwetką. - Ten wywar jest okropny.
  Blaise wziął do ręki butelkę trunku i zdziwił się teatralnie.
  - Przecież jeszcze dwa tygodnie temu twierdziłeś, że to twoje ulubione wino. Ale ty szybko zmieniasz zdanie, stary. - powiedział po czym dodał: - Swoją drogą nie ma w tym nic złego. Ludzie się zmieniają, więc zdania też ulegają zmianom. Jestem z ciebie dumny, że się tego nie wstydzisz.
  Zabini poklepał blondyna po plecach. Ten jednak nic nie odpowiedział.

  Hermiona zajęła miejsce przy stole Gryffindoru. Z jej twarzy wciąż nie zeszły rumieńce spowodowane wzrokiem męskiej części zgromadzonych. Nie ma co, rudowłosa odwaliła kawał dobrej roboty.
  - Miona, nie widziałaś przypadkiem Ginny? - zapytał Harry dosiadając się do niej.
  - Powiedziała, że przyjdzie za chwilę. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
  Wtem wyrosła przed nią wysoka sylwetka Toda.
  - Mogę prosić? - zapytał Krukon wyciągając dłoń. Hermiona zmieszała się, ale w końcu przyjęła propozycję, zdając sobie sprawę że będą pierwszą parą na parkiecie. Starała się nie myśleć o tym, ile osób właśnie na nią patrzy. Po prostu dała Todowi prowadzić, a po chwili dołączyli do nich inni uczniowie.
  Podczas całego utworu, granego przez orkiestrę na podwyższeniu Gryfonka wyłapywała wiele spojrzeń, mniej i bardziej przychylnych.
  Nagle zobaczyła jasne, blond włosy i szaroniebieskie oczy przenikające ją na wylot. Były pełne wyrzutu.
  Wystarczyła chwila, aby Hermiona straciła równowagę i potknęła się o stopę Krukona. Ten złapał ją, spytał, czy nic się nie stało i odprowadził z powrotem do stołu.
  O co znowu chodzi temu idiocie, Malfoyowi? Czy nie mógłby choć raz zostawić jej w spokoju?

  Ginny zataczała małe kółka czekając na Zabiniego. Racja, zgodziła się pomóc mu zrealizować pewien bardzo ciekawy plan, ale nie zamierzała przez to tkwić cały wieczór w lochach!
  Kiedy w końcu Ślizgon przyszedł, nie mogła się powstrzymać od posłania mu karcącego spojrzenia.
  - Zmiana planów. - oznajmił. - Podłóż Mionce karteczkę nieco później. Na razie wszystko idzie lepiej niż myślałem.
  - To znaczy?
  - Draco aż pluje z zachwytu. - roześmiał się.
  Niezła metafora, pomyślała rudowłosa. Podobało jej się specyficzne poczucie humoru Blaisa. Zaczynała rozumieć, dlaczego miał takie szerokie grono adoratorek.

  Godzinę po rozpoczęciu bal nabierał barw. Parkiet zapełnił się tańczącymi, a przy stolikach zostawali tylko samotnicy. Ale Draco nie był samotnikiem, tylko nie miał nastroju na zabawę. Dziewczyny, które do niego podbiegały prosząc o taniec stały się okropnie irytujące. Na dodatek Parkinson jednak postanowiła przyjść i piorunować go wściekłym wzrokiem.
  Nigdzie nie widział Zabiniego, więc sięgnął po kieliszek wina. Już zamierzał pociągnąć kolejny łyk, kiedy zobaczył białą karteczkę pływającą na dnie naczynia. Nie była to przypadkiem urwana dekoracja, tylko umyślnie wrzucona wiadomość. Wyłowił ją i przeczytał zawartą treść:

Jeśli znudziło Cię już
siedzenie i gapienie się w
ścianę, znajdziesz mnie 
na korytarzu obok
biblioteki.

  Draco był zdziwiony tym niecodziennym liścikiem. Nigdy wcześniej nie dostał czegoś podobnego, zwykle dziewczyny bezwstydnie do niego podchodziły i zaczynały flirtować. Dlatego list miał w sobie coś intrygującego i tajemniczego. Coś, co blondyn bardzo chciałby poznać.
  Bez namysły wstał z miejsca i wyszedł mijając zdumioną Parkinson.

  -----------------------------------------
Hej! :)
  To już ( dopiero ) czwarty rozdział :) Jestem z niego nawet zadowolona, chociaż wiem, że mógłby być lepszy. 
  Jeszcze jedna, ważna rzecz - komentujcie, proszę. Każdy komentarz jest znakiem, że ktoś czyta tego bloga i motywacją do dalszego pisania. Tak więc, jeżeli już tu jesteś, fajnie by było gdybyś zostawił/a coś po sobie ;)
  Avalon

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 3

  Draco wszedł do swojego dormitorium zmęczony pracą jak jeszcze nigdy. Był też zirytowany. Nawet bardzo. Granger zarzuciła mu, że jest bezczelny, a sama nie potrafiła podziękować za uratowanie życia. Mógł jej nie łapać. Trafiłaby do skrzydła szpitalnego i miałby ją z głowy na jakiś czas. Dlaczego wcześniej nie wpadło mu to do głowy?
  Było około dziesiątej, więc wziął szybki prysznic i wskoczył pod kołdrę. Nim się obejrzał, był już pogrążony w głębokim śnie.
  Siedzi w ciemnym pokoju. Nic nie widzi, ale czuje. Jest przywiązany do krzesła. Wtedy zapala się światło. Pierwsze co spostrzega, to znajome twarze zwrócone w jego stronę. Jego rodzice, inni śmierciożercy i... Czarny Pan. Ogarnia go głęboki, instynktowny strach. Wszyscy są wpatrzeni w Dracona. Jest osaczony. Próbuje się wyrwać, ale nie starcza mu sił. 
  Wtedy jego wzrok skupia się na czymś innym. Jakaś postać siedzi naprzeciwko niego. Rozpoznaje ją. Hermiona Granger. Obok niej chodzi jego ciotka Bellatrix, celując w nią różdżką i mówi: Cruciatus! Gryfonka zaczyna krzyczeć, bardzo cierpi. Draco nie może na to patrzeć. Chce powstrzymać ciotkę, ale wie, że gdy to zrobi, Voldemort odbierze to za zdradę i  okazanie słabości. A wtedy zabije jego rodziców. Patrzy na tortury Granger ze łzami w oczach, dlatego że jest bezsilny. Nagle Bellatrix przerywa zaklęcie i rzuca kolejne... Avada Kedavra!
  Draco obudził się z krzykiem. Dawno nie miał snów tego typu, które nawiedzały go przez długi czas po wojnie. Psycholog, wynajęty przez matkę wbrew jego woli powiedział mu, aby nie wracał do wspomnień i uczuć z czasów bitwy o Hogwart. Dlatego mimo pewnej przemiany, Draco starał się zachować swój dawny wizerunek. Na początku twierdził, że będzie to dziecinnie proste, jednak widok wszystkich twarzy, które widział ostatnim razem z różdżkami w dłoniach, ranami na ciałach i strachem w oczach przypominają mu o okropnych wydarzeniach, jakich był świadkiem.

   Tego dnia śniadanie jedzono przy wyjątkowym rozstawieniu stołów, przygotowanym na wieczorny bal. Wszyscy zachwycali się dekoracjami i wystrojem Wielkiej Sali, ale Hermiona, która miała tego serdecznie dość skupiła wzrok na Teresie Bowcraft, lepiącej się do Rona. Rudzielec najwidoczniej grał na dwa fronty, jednego dnia obściskiwał się z tą małą lafiryndą w salonie Gryffindoru, drugiego zalecał do Miony, po czym całkowicie o niej zapominał. To było po prostu żałosne.
  Obok brązowowłosej siedziała Ginny, a naprzeciwko Harry. Ich miny miały ten sam wyraz - głębokie zażenowanie.
  - Piękny teatrzyk. - skomentowała cicho ruda. - Nie mogę uwierzyć, że mój brat umawia się z takim składem budowlanym.
  - A konkretniej? - zapytała rozbawiona Hermiona.
  - No wiesz, pustak i na dodatek deska. - zaczęły się śmiać.
  Kończąc owsiankę, Hermionia zauważyła, że Ginny odwróciła głowę i do kogoś mrugnęła. Niemożliwe. Przecież szedł za nimi tylko Malfoy ze swoim durnym kolegą, Zabinim. Musiało jej się zdawać.

  Gdy wychodziła z Wielkiej Sali, zaczepił ją Harry.
  - Herm, chciałbym z tobą pogadać.
  - Chodzi o Ginny? - zapytała zdezorientowana. Dawno nie rozmawiała z wybrańcem w cztery oczy.
  - Nie. O Rona. - No tak... Weasley nie potrafi inaczej załatwiać spraw, niż przez posyłanie Pottera. - Powinnaś dać mu drugą szansę, Miona. Jemu naprawdę na tobie zależy. Wiem, co sobie teraz myślisz, po co ta cała szopka z Tess, ale on to robi tylko po to, żebyś była zazdrosna i...
  - Harry, proszę, nie baw się w swatanie mnie i Rona. - przerwała mu. - Jestem dorosła i sama potrafię podjąć decyzję. Poza tym, Ginny widziała jak twój przyjaciel obściskuje się z Teresą w salonie Gryffindoru. Moim zdaniem tworzą świetną parę.
  Musiała się pilnować, żeby nie wybuchnąć śmiechem, kiedy mówiła ostatnie zdanie.
  - Czyli o to ci chodzi? Że Ginny nakryła ich, kiedy... no wiesz... Herm, przecież nic wielkiego się nie stało, to był tylko jeden raz.
  Hermiona spojrzała na niego z wielkim zaskoczeniem. Nic wielkiego?! Nie zdziwiła by się, gdyby powiedział to ktoś taki jak... na przykład Malfoy, ale Harry?! Harry przecież jest z Ginny, kocha ją i nie pozwolił by sobie nawet na jednorazowe wybryki... A może jednak już to zrobił?
  - Chcesz mi się do czegoś przyznać? - zapytała. Potter pokręcił przecząco głową, ale dało się dostrzec coś na kształt zdenerwowania w jego oczach. Brązowowłosa nie miała pojęcia, czy mu wierzyć. Dawniej nawet nie zapytała by go o taką rzecz. Ale ludzie się zmieniają, stosunki między nimi i chociaż to przykre, Hermiona zdała sobie sprawę, że bardzo oddaliła się od Harry'ego i Rona.
  - Muszę już iść. - powiedziała i minęła wybrańca. Atmosfera towarzysząca ich rozmową stała się chłodna i nieprzyjemna. Na szczęście była jeszcze Ginny, z którą mogła szczerze pogadać. Pytanie tylko, czy Potter zdaje sobie sprawę, z tego, do czego się przyznał.

  Po zajęciach Hermiona wyszła na zewnątrz. Chciała wyciszyć się i na spokojnie przyswoić kilka spraw. Idiotyzm Rona ( tak, w tym wypadku nie było innej nazwy na zaistniałą sytuację ), podejrzane zachowanie Harry'ego i dodatkowo pewien cholernie irytujący blondyn nie dawały jej się rozluźnić. Dlatego dla pełnego odprężenia zabrała ze sobą podręcznik do obrony przed czarną magią. Co prawda, nikt nie rozumiał jej zamiłowania do nauki, ale nie miała zamiaru się z nim ukrywać.
  Usiadła na trybunach przy boisku do Quidditcha i otworzyła książkę.
  - Widzę, Granger, że przyszłaś podziwiać trening Slytherinu. - usłyszała znajomy głos dobiegający z dołu.
  - Mylisz marzenia z rzeczywistością, Malfoy. - odpowiedziała podnosząc wzrok znad podręcznika. Drużyna Ślizgonów właśnie przygotowywała się do gry, tymczasem blondyn patrzył na Hermionę kpiąco.
  - Nigdy niczego nie mylę. - burknął i odwrócił się w stronę reszty reprezentantów Slytherinu. Gryfonka chciała znaleźć się od nich jak najdalej, ale nie mogła dać Malfoyowi satysfakcji, że udało mu się jej pozbyć. Ostatecznie postanowiła zostać na trybunach, przeczytać rozdział obrony przed czarną magią i uciec, kiedy nikt nie będzie patrzył.
  Drużyna Ślizgonów ustawiła się na swoich miejscach. W momencie, kiedy kufel, tłuczki i złoty znicz wzbiły się w górę, rozpoczęła się zacięta gra. Hermiona spojrzała na to od niechcenia.
  Pierwszym, co przykuło jej uwagę był Malfoy, pędzący na miotle za małą, skrzydlatą piłeczką. Poruszał się pewnie, a jego twarz wyrażała skupienie i determinację. Wyglądał... niecodziennie. Widać było, że uwielbia to co robi i niestety był w tym dobry, myślała Gryfonka.
  Wtedy usłyszała głośnie chrząknięcie. Odwróciła głowę i zobaczyła grupkę adoratorek blond Ślizgona z Pansy Parkinson na czele. Ich wzrok ciskał w Hermionę błyskawicami. Co takiego im zrobiła, że wzbudziła w nich mordercze instynkty? Przecież nie siedziała wpatrzona w kapitana drużyny Slytherinu ani nie kontemplowała nad jego majestatyczną postawą. Chwila... jaką znowu majestatyczną postawą?
  Gryfonka spuściła wzrok na podręcznik. Nie powinno jej tu być. Powinna już dawno odejść i nie zwracać uwagi na to, co pomyśli Malfoy. Cokolwiek sobie wcześniej myślała, była naiwna.

  Blaise patrzył na najlepszą komedię w dziejach Hogwartu. Co więcej, miał doskonałe miejsce do obserwacji, jakim była jego własna miotła. Całe szczęście, że posiadał równierz podzielność uwagi. Mógł jednocześnie skupić się na treningu Quidditcha oraz zachowaniu Draco i Hermiony.
  Gryfonka przyglądała się przez moment blondynowi, ale coś ją najwidoczniej speszyło, bo znów schowała nos w podręczniku do obrony przed czarną magią, a po chwili wstała z trybun i skierowała się do wyjścia.
  - Łap ten znicz szybciej, kretynie. - mruknął Zabini, patrząc jak Malfoy wyciąga rękę po skrzydlatą piłeczkę. Jeszcze trochę, jeszcze kawałek i... Już trzymał w dłoni złoty znicz uśmiechając się triumfalnie.
  Wszyscy zwrócili się w jego stronę, drużyna z okrzykami zadowolenia, Ślizgonki siedzące na trybunach zaczęły piszczeć a Hermiona patrzyła na blondyna z zaskoczeniem. Nie ma co, chłopak się postarał. Jeżeli złapie piłeczkę w takim tempie na mistrzostwach, Slytherin wygra bez problemu.
  Blaise cieszył się z wyniku przyjaciela, ale bardziej z pewności, że jego Wielka Teoria jest już Wielkim Faktem. O Godryku, czy oni serio są tacy głupi i sami nie wiedzą co się dzieje? Najwidoczniej... Ale Zabini im to ładnie, delikatnie uświadomi. W odpowiednim momencie, oczywiście.

   Po treningu w szatni Draco przyjmował pochwały od członków drużyny. Sam był z siebie cholernie dumny. Nie każdy szukający osiąga tak dobry wynik.
  Jako ostatni podszedł do blondyna Blaise.
  - No pięknie, czyżby nowy rekord?
  - Na to wygląda. - odpowiedział Malfoy ze swoją wrodzoną "skromnością".
  - Widzę, że jesteś w świetnej formie, Draco. Bo na pewno nie pomogła ci obecność pewnej dziewczyny na trybunach. - Zabini nabrał podejrzanego wyrazu twarzy.
  - Nie bądź taki zaborczy, Blaise. - powiedział blondyn, po czym oberwał w prawe ramię od przyjaciela. - Już ci chyba tłumaczyłem, że mam dość Parkinson i niedobrze mi się robi, gdy ją widzę.
  - Mi wcale nie chodzi teraz o Pansy. - Zabini odwrócił się na pięcie i wyszedł z szatni, zostawiając Dracona w stanie ogłupienia.
  Jeżeli nie miał jej na myśli, to kogo? Na trybunach siedziało przecież wiele Ślizgonek. No i ta natrętna Granger, ale ona akurat nie była w żaden sposób wyróżniona. Blaise'owi na pewno o nią nie chodziło.

  Idąc do swojego dormitorium, Hermiona wpadła na Ginny, albo raczej odwrotnie, to Ginny wpadła na Hermionę.
  - Gdzieś ty była? Wszędzie cię szukałam. - powiedziała rudowłosa.
  - Ja... spacerowałam.
  - To dobrze że już wróciłaś. Musisz mi pomóc w przygotowaniu na wieczorny bal.
  No tak, bal. Hermiona prawie o nim zapomniała.
  - Nic za darmo. - odpowiedziała uśmiechając się do przyjaciółki. - Ty też mi pomożesz, albo strój się sama.
  Ginny roześmiała się, zadeklarowała swoją pomoc i ruszyły w stronę dormitorium brązowowłosej.
  - Będzie się działo. - stwierdziła cicho Weasley.


------------------------------------------------------
Witajcie, kochani :)
Jest, trzeci rozdział. Wbrew moim zapewnieniom krótszy od poprzednich, ale poprawię się, obiecuję! c;
Jest, jaki jest. Może niektórym nie przypaść do gustu, ale był konieczny do rozkręcenia akcji w późniejszych rozdziałach. Co do długości - usprawiedliwię się tym, że mam w szkole prawdziwe urwanie głowy, serio.
No i informacja - będę pisać dłuższe rozdziały, ale muszę mieć na to czas, więc następne będą pojawiały się co tydzień, tak jak na większości blogów ( jeśli się wyrobię, wstawię rozdział wcześniej ).
Pozdrawiam :)))
A. Collins

czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 2

  Zabini był najlepszym przyjacielem Dracona od lat. Razem przeżyli piekło w szeregach Voldemorta, co pozwoliło im jeszcze lepiej się poznać.
  Blaise wiedział że po wojnie należy ocieplić stosunki z Gryfonami. Wiedział, a nawet tego chciał. Co innego Draco, który był niczym góra lodowa, niedająca się pokonać nikomu. Co mu właściwie nie pasuje w pomyśle Zabiniego? Przecież był genialny ( tak jak wszystkie inne jego pomysły )! No dobra, może nie aż genialny ale oczywisty. Czy chodziło o czystą nienawiść do Hermiony? Nie, na pewno nie. Malfoy dawał wszystkim do zrozumienia że za nią nie przepada ( to nawet mało powiedziane ), ale Blaise nie był głupi. Codziennie słuchał o tym jaka Gryfonka jest irytująca. Kiedy Draco zaczął ją obrażać, nie mógł przestać, dosłownie usta mu się nie zamykały gdy o niej mówił.
  Zabini nie wiedział co o tym wszystkim myśleć, ale miał pewną teorię. O Godryku, gdyby tylko Malfoy dowiedział się jak ona brzmi!
  Czarnowłosy Ślizgon uśmiechnął się sam do siebie krocząc korytarzem w stronę dormitorium Slytherinu. Teoria jest tylko teorią, do czasu gdy się ją potwierdzi. Wtedy już staje się faktem.

  Hermiona chciała wybić sobie z głowy ponure wizje spędzania całego wieczoru w towarzystwie Malfoya. Pocieszała się, że przecież w Wielkiej Sali będą również pozostali prefekci i nauczyciele. Z drugiej strony im więcej osób, tym bardziej Ślizgon zechce ją przy nich upokorzyć. Sama już nie wiedziała czy woli być z nim na osobności czy przy innych. W ogóle nie chciała go widzieć.
  - Wszystko okey, Miona? - Ron wyrwał ją z transu rozmyślań. Siedzieli na ławce i próbowali się uczyć - Wyglądasz jakbyś zaraz miała zwymiotować.
  I tak się czuła.
  - Dzięki wielkie, Ronaldzie, za troskę. I nie, nic mi nie jest. - odpowiedziała rudzielcowi uśmiechając się lekko. Czy to właśnie przez takie uśmiechy myślał że Hermiona wciąż coś do niego czuje? Nurtowało ją to pytanie. Myślała, że jasno się wyraziła mówiąc mu przy zerwaniu "zostańmy przyjaciółmi, jak dawniej".
  - Przecież widzę że coś cię dręczy. - Ron nie ustępował. Nie wiedziała dlaczego nie chce mu się wyżalić. Wcześniej mówili sobie wszystko. Wcześniej, czyli przed zerwaniem.
  - Nic wielkiego... po prostu... Malfoy mnie irytuje. I to bardzo.
  - To skończony kretyn i tyle. Nie warto się takimi przejmować, Herm. Daję głowę, że kiedy był mały zgubił mózg w Zakazanym Lesie.
  Gryfonka roześmiała się serdecznie.
  - Pamiętaj, że we mnie zawsze możesz znaleźć wsparcie. - dodał Ron i na dowód swoich słów złapał Hermionę za rękę. Czy był to tylko przyjacielski gest? Spojrzała ze zdziwieniem na Weasleya, który teraz niebezpiecznie szybko zbliżał się do jej twarzy.
  - Muszę iść na zielarstwo. - oznajmiła wyrywając się z uścisku. Ruszyła w stronę szklarni zostawiając w tyle zdezorientowanego Ronalda. Co on sobie myślał?! Czy w ogóle coś myślał?

  Draco był z jednej strony zadowolony, chowając się we wnęce podsłuchał bardzo interesującą wymianę zdań między Granger a Weasleyem, z drugiej cholernie wkurzony. Jak ten rudawy idiota mógł go tak nazwać?! I na dodatek zasugerować że nie ma mózgu?! Przegiął po całości.
  Malfoya ucieszyło jednak to, że Granger nie dała się nabrać na żałosne zaloty Rona. Odczuwał nawet z tego powodu satysfakcję.
  Kiedy się odwrócił, wpadł prosto na Blaisa.
  - Witaj moje blond słoneczko. - powiedział Zabini szczerząc się w uśmiechu.
  - Ile tu stałeś? - Draco był zdenerwowany zachowaniem przyjaciela. Jeśli Weasley wciąż siedział na ławce, na pewno usłyszał jego głos.
  - Wystarczająco długo. Nie jest ci przykro, że ten niegrzeczny Ron tak brzydko o tobie mówi? - Blaise doskonale wczuł się w rolę zatroskanej matki.
  - Nie żartuj, Zabini. - Draco posłał mu karcące spojrzenie i odszedł.

  Harry miał naprawdę bardzo napięty grafik. Lekcje, treningi Quidditcha, nauka do owutemów i spotkania z Ginny zajmowały cały jego czas. I chociaż był dopiero początek roku szkolnego, Potter czuł że sposób spędzania wolnych chwil stanie się wkrótce monotonny.
  Idąc w stronę klasy do transmutacji dostrzegł swojego przyjaciela w towarzystwie młodszej o rok Gryfonki. Obejmował ją i otwarcie ze sobą flirtowali. Nie ma co, Harry zgłupiał gdy ich zobaczył.
  - Cześć, Tess. - zwrócił się do dziewczyny. - Mógłbym chwilę porozmawiać z Ronem?
  Skinęła głową na zgodę, pocałowała Weasleya w policzek i oddaliła się z gracją kręcąc sami-wiecie-czym. Rudy odprowadził ją wzrokiem uśmiechając się do siebie.
  - Odbiło ci? Mówiłeś że liczy się dla ciebie tylko Miona, a teraz co? - zapytał Potter piorunując wzrokiem przyjaciela.
  - Bez przesady, Harry. Herm przecież nie ucieknie.
  - Nie mam pojęcia co w ciebie wstąpiło. - odwrócił się od Rona i zrobił krok do przodu.
  - Nie ucieknie bo już to zrobiła. - wyrzucił w końcu z siebie rudy Gryfon. Zdobył się również na odwagę by zdradzić wybrańcowi szczegóły tego kompromitującego zdarzenia. Podsumował słowami: - Tak, dała mi kosza. Tak, to już drugi raz. Tak, będę teraz przebierał w dziewczynach, może dotrze do niej co straciła.
  Harry słuchał przyjaciela w skupieniu. Współczuł mu z powodu ponownego odrzucenia, ale nie sądził że wzbudzanie zazdrości w Hermionie to dobry pomysł. Jednak Weasley jest Weasleyem, i co postanowi, to wykona.
  - Pamiętaj, że igrasz z ogniem, Ron. - dodał Potter, gdy wchodzili do sali transmutacji.

  Hermiona szła na egzekucję. Tak przynajmniej wyobrażała sobie spędzenie czasu w towarzystwie Malfoya. Powtarzała w myślach, że po prostu będzie go ignorować. Wtedy na pewno uda jej się jakoś przeżyć ten dzień do końca.
  Z każdym kolejnym krokiem w stronę drzwi Wielkiej Sali jej nogi stawały się coraz cięższe. Gdy je otworzyła ( drzwi, nie nogi ), zobaczyła że wszyscy są już obecni, i tak właściwie czekają tylko na nią. Jak najciszej do nich dołączyła.
  Tleniony Ślizgon opierał się o ścianę. Nic dziwnego, na pewno nie będzie chciał pomagać w przygotowaniach do balu, jest na to zbyt leniwy. I dobrze.
  McGonagall zebrała prefektów i dokładnie objaśniła jak mają być rozmieszczone dekoracje.
  - Panowie Clark i Steward pójdą za mną. Brakuje nam kilku rzeczy, które znajdują się w lochach. Panna Granger i pan Mal... Panie Malfoy, czy pan mnie słucha?
  Blondyn ocknął się i skinął głową. Żałosne, pomyślała Hermiona. Moment... Ona i Ślizgon co?...
  - Profesor McGonagall, zdaje się że nie skończyła pani mówić... - zaczęła niepewnie Gryfonka.
  - Ach tak, pani zostanie tu z panem Malfoyem. Zajmiecie się rozwieszaniem pierwszych wstęg. - powiedziała Minerwa, po czym zwróciła się cicho do Hermiony. - Mam nadzieję że chociaż pani uda się go zagonić do pracy.
  Brązowowłosa odczuła słowa nauczycielki jak uderzenie patelnią. Czy naprawdę to powiedziała? Wszystko wskazywało na to, że tak. Gryfonka stała na środku Wielkiej Sali i patrzyła jak McGonagall z dwoma innymi prefektami znika za drzwiami. Trzask. Zamknęły się. Już po niej.

  Hermiona Granger pociąga Dracona - tak brzmiała teoria Zabiniego, która zdawała sama się potwierdzać. Blaise był zadowolony z tego, że nakrył przyjaciela w tak jednoznacznej sytuacji. Teraz miał już prawie pewność że intuicja go nie myli. Jednak Malfoy jest zbyt upartym osłem żeby się do tego przyznać. Trzeba by go jakoś złamać. I tak się złożyło, że Zabini miał już obmyślony plan jak to zrobić.
  Wtedy zobaczył pod ścianą rudą siostrę Weasleya, która rozmawiała ze szkolną dziwaczką, Luną Lovegood. Doskonale. Podszedł do nich. Kości zostały rzucone. Czas na pierwszy etap realizacji planu...

  Hermiona zacisnęła pięści i podeszła do pudła ze wstęgami w barwach poszczególnych domów. Kątem oka zobaczyła jak Draco rozsiada się na ławce i w pełnym odprężeniu zamyka oczy.
  Aż się w niej zagotowało. Ona ma się wysilać, podczas gdy ten kretyn będzie sobie odpoczywał?! O nie! Nigdy na to nie pozwoli!
  Szybkim krokiem podeszła do niego i rzuciła mu na kolana stertę wstążek.
  - Bierz się do roboty, Malfoy. - warknęła odchodząc.
  - Czyli jednak nie jesteś taka samowystarczalna jak to wszystkim próbujesz pokazać, Granger. Nie poradzisz sobie beze mnie, tak? - drwił z niej.
  - Nie bądź śmieszny, Malfoy. Oczywiście że sobie poradzę! Ale nie mam zamiaru patrzeć jak się obijasz, kiedy ja będę pracować.
  - W takim razie mnie o to poproś. - założył ręce i uśmiechnął się prowokująco. Że co? Ona ma go o coś prosić? O coś, co jest jego obowiązkiem?! Jeżeli tak postawił sprawę, będzie musiał się rozczarować.
  - Nie ma mowy. - ucięła krótko Hermiona i się odwróciła.
  - Dobra, sama tego chciałaś. Tylko nie skarż na mnie potem starej McGonagall, bo zginiesz publicznie.
  Na pewno była teraz bordowa od nerwów. Postanowiła jednak trwać w swoim postanowieniu i po prostu ignorować Ślizgona.
  Rozejrzała się po Wielkiej Sali. Według wskazówek opiekunki Gryffindoru wstęgi należy zawiesić w kątach, kolorystycznie i ... dość wysoko. Jak ona się tam dostanie? No jasne, przecież o ścianę była oparta drabina.
  Hermiona postawiła nogę na pierwszym szczeblu.
  - Lepiej tego nie rób. - ostrzegł ją głos zza pleców.
  Nie przejmuj się nim, Herm. To tylko Malfoy, przeszkodzi we wszystkim czego spróbujesz dokonać, mówiła w myślach ( o ile wejście na drabinę jest jakimś dokonaniem ).
  - Spadniesz, Granger. - blondyn odezwał się znowu, kiedy była w  połowie wysokości. A gdzie się podział ten jego idiotyczny uśmiech?
  Hermiona wspinała się dalej aż do samego końca drabiny. Poczuła dumę przypinając pierwsze wstęgi. Ha! A ten tleniony histeryk śmiał w nią wątpić!
  - Pamiętaj tylko, że jeśli się zabijesz, powiem wszystkim że to było samobójstwo. - powiedział Draco. Merlinie, dlaczego on był taki irytujący?!
  - Nie spadnę, Malfoy! - krzyknęła Gryfonka i odwróciła gwałtownie głowę w jego stronę. Wtedy straciła równowagę.
  Leciała w dół, wyobrażając sobie jak bardzo będzie bolało uderzenie o posadzkę ale... wcale nie było tak źle. Najwyraźniej podłoga w Wielkiej Sali jest bardziej miękka niż myślała. I ma... ręce?
  - Było mnie posłuchać. - Hermiona otworzyła oczy. Z zaskoczonego jej twarz nabrała wściekły wyraz. Malfoy.
  - Puść mnie, ale to już! - chciała mu się wyrwać.
  - Tak mi dziękujesz za uratowanie życia? No pięknie, Granger. Nie dość że lekkomyślna, to jeszcze niewychowana.
  - Puszczaj! - krzyknęła. Draco zrobił o co prosiła. Dosłownie wypuścił ją, przez co spadła na podłogę.
  - Nie mogę uwierzyć, że istnieją tak bezczelni ludzie jak ty... - powiedziała podnosząc się z posadzki. - I wcale nie uratowałeś mi życia! Nie spadłabym gdybyś się nie odzywał!
  Malfoy przyjmował słowa Gryfonki ze spokojem. Patrzył na nią jak na ostatnią ofiarę losu. Na jego twarz znowu wkradł się cyniczny uśmiech.
  - Następnym razem pamiętaj, że do zawieszenia wstążki wystarczy jedno zaklęcie. - zaśmiał się widząc jej minę. No tak! Wingardium Leviosa! Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała? - Nie mam pojęcia co cię tak rozprasza, Granger.
  Zanim zdążyła ułożyć jakieś sensowne zdanie, przez drzwi Wielkiej Sali weszła profesor McGonagall w towarzystwie woźnego i reszty prefektów, obładowanych pudłami do tego stopnia, że nie dało się ich rozpoznać.
  Przez resztę wieczoru Hermiona starała się nie myśleć o utraconej dumie i jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Ale nie mogła tak po prostu wyrzucić z głowy słów blondyna. Musiała przyznać mu rację, coś ją rozprasza. Czy chodzi o stres spowodowany tegorocznymi egzaminami? A może o Rona, który przystawiał się do niej przed zielarstwem?
  Mimowolnie spojrzała w stronę Malfoya, który zajęty był ustawianiem rzeźb balowych. On też na nią spojrzał. Szybko odwróciła wzrok. Dziwne, z daleka wydaje się że oczy blondyna mają szary kolor, a tymczasem są niebieskie...


----------------------------------------------------------------------
  Hej :)))
  No i jest, drugi rozdział. Jest trochę dłuższy od poprzedniego, ale wciąż krótki. Wstawiam go dość wcześnie, chciałam to zrobić dopiero we wtorek, ale mam już prawie skończony trzeci rozdział. Chciałabym również żebyście mieli większy obraz treści bloga, więc się ugięłam i opublikowałam :)
  Avalon Collins.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział 1

  Był już późny wieczór, gdy zakończyła się uczta powitalna w Wielkiej Sali. Jak co roku nie oszczędzano na dekoracjach i przysmakach. Kto by pomyślał, że Hogwart będzie w tak dobrym stanie zaledwie kilka miesięcy po zakończeniu wojny. Cóż, na pewno nie Hermiona, która w tym momencie biegała po dormitorium badając każdy jego zakamarek. Nie - to nie było zwykłe dormitorium. To było jej WŁASNE dormitorium. Otrzymała je jako że jest prefekt naczelną Gryffindoru i z tego też powodu chodziła z nieco wyżej podniesioną głową.
  To już ostatni rok. Ostatnie miesiące w szkole, z którą była tak zżyta. Nie chciała nawet o tym myśleć. Wolała skupić się na czymś istotniejszym, chćby na rozpakowaniu walizek lub przygotowaniu do jutrzejszych zajęć.
  Po wpakowaniu ubrań do szafy otworzyła pierwszy lepszy podręcznik. Transmutacja. Starała się coś przeczytać, zapamiętać ale nic z tego. Na moment zamknęła oczy i otworzyła je dopiero gdy ze słodkiego snu wyrwał ją pewien wredny budzik.
 
  Pod salą do eliksirów zebrał się już spory tłumek podekscytowanych siedmiorocznych. Hermiona i Ginny, która postanowiła odprowadzić przyjaciółkę pod klasę a sama miała lekcje godzinę później, dołączyły do niego pięć minut przed rozpoczęciem eliksirów. Obie były zgodne co do jednej rzeczy - zaczynanie roku szkolnego od lekcji ze Snapem to nie jest najlepszy pomysł. Harry i Ron zostali otoczeni przez ciekawskich uczniów, którzy pytali o szczegóły walki z Voldemortem.
  Wtedy wzrok wszystkich ( a przynajmniej żeńskiego ułamka ze "wszystkich" ) skupił się na nadchodzącej grupie Ślizgonów, którym przewodził... Draco Malfoy we własnej osobie.
  Zmienił się trochę przez ostatnie miesiące. Nie widać już było na jego twarzy zdesperowania jak w czasie wojny, tylko dawną dumę.
  Hermiona nie mogła ukryć zdziwienia. Jakim cudem, na Merlina dopuszczono go do kontynuowania nauki w Hogwarcie?! To prawda, może opowiedział się po ich stronie w ostatecznej bitwie z Tym-Którego-Nos-Zjadły-Węże, ale był przecież śmierciożercą! To niedopuszczalne!
  - Jakim prawem wpuścili tu Malfoya?! - oburzyła się Hermiona.
  - Ja też tego nie rozumiem, Herm. Podobno Dumbeldore uznał że zrobił co zrobił tylko dlatego że chciał ochronić rodzinę. - odparła Ginny.
  Brązowowłosa Gryfonka patrzyła w stronę Ślizgona wzrokiem pełnym pogardy. On chyba to zauważył, bo podszedł do niej jakby nigdy nic i powiedział z cynicznym uśmieszkiem:
  - Widzę że ucieszył cię mój widok, Granger.
  - Bardziej ucieszyłby mnie widok armii dementorów niż ciebie. - odpowiedziała mu zakładając ręce na piersi. Prychnął rozbawiony.
  - Nic się nie zmieniłaś. Wciąż jesteś tak samo pewną siebie, zarozumiałą szlamą. - wypluł ostatnie słowo i poczuł dumę kiedy zobaczył w oczach Hermiony przelotne ukłucie upokorzenia.
  - Licz się ze słowami Malfoy! - krzyknęła Ginny robiąc krok w stronę Ślizgona.
  Wtedy drzwi do sali eliksirów otworzyły się i ukazał się w nich Snape. Podniesionym głosem nakazał wszystkim wejść do klasy. Doskonałe wyczucie czasu. Jeszcze chwila i Hermiona przyłożyłaby Malfoyowi w nos. Był taki niewybaczalnie bezczelny!
  Wyglądało na to, że wszystko wróciło do normy. Snape wydawał uczniom rozkazy jak niewolnikom. Nevil bawił się obracając w dłoni korzeń mandragony, Luna spoglądała nieobecnym wzrokiem za okno, Harry i Ron nieporadnie gapili się w podręcznik do eliksirów a Malfoy był zajęty pełnieniem roli księcia Slytherinu opowiadając zapatrzonym w niego pustym panienką o niebezpieczeństwach jakie przeżył.
  Pod tym względem on także nic się nie zmienił, pomyślała Hermiona. Nadal był wrednym, nadętym baranem.

  Po lekcjach Hermiona została wezwana do Wielkiej Sali. Nie miała pojęcia dlaczego. Powiedziano jej tylko że w sprawach prefekt naczelnej.
  Gdy tam dotarła powitała ją profesor McGonagall.
  - Zaczekajmy jeszcze na resztę. - oznajmiła Minerwa, gdy Gryfonka zapytała o powód tego wezwania.
  Po chwili zza drzwi wyłoniły się sylwetki prefektów naczelnych pozostałych domów. Barney pomachał wesoło do Hermiony. Odpowiedziała mu tym samym, ale w pewnym momencie ręka jej opadła i z trzaskiem uderzyła o nogę.
  - Malfoy... - warknęła pod nosem. Co on robi wśród prefektów?! To na pewno jakaś pomyłka. To musi być pomyłka!
  - No proszę, Granger. Znowu się spotykamy, zdziwiona, co?
  A jednak.
  Hermiona nic nie odpowiedziała. Odwróciła się w stronę profesor McGonagall i postanowiła, że nie będzie zwracać uwagi na gada, który ustawił się za nią.
  - A więc, drodzy prefekci - zaczęła przemowę Minerwa. - Nasza szkoła organizuje bal z okazji zwycięstwa w bitwie o Hogwart.
  Tod prychnął niezadowolony. Nie lubił tańczyć i słuchać muzyki klasycznej. Profesor go zignorowała.
  - Zostaliście wezwani do pomocy w przygotowaniach. Wrócicie tu jutro wieczorem i razem ubierzemy salę.
  Wyjaśniło się dlaczego do listy przedmiotów potrzebnych na siódmy rok nauki dopisano "strój wieczorowy".
  Hermiona kątem oka dostrzegła że Malfoyowi raczej nie podoba się ten pomysł, podobnie jak całej męskiej części zebranych. Ona jednak była zadowolona. Lubiła takie przyjęcia.
  - Możecie się rozejść. - oznajmiła McGonagall kończąc wyjaśnienia dotyczące szczegółów jutrzejszego dnia.
  Gryfonka ruszyła w stronę drzwi. Chciała jak najszybciej znaleźć się w dormitorium i ochłonąć ze zdenerwowania. Nagle ktoś zastawił jej drogę.
  - To do jutra, Granger. - powiedział Malfoy ze swoim tradycyjnym, wrednym uśmieszkiem.
  Hermiona posłała mu wściekłe spojrzenie i wyminęła go przyśpieszając kroku. Współpraca z takim czymś?! O nie, nigdy nie pozwoli się w to wciągnąć!

  Draco wszedł do swojego dormitorium nie ukrywając zadowolenia. Ależ ta mała Gryfoneczka się zdenerwowała! Lubił jej dokuczać i był w tym zdaniem siebie najlepszy.
  Rozłożył się na sofie. Dzisiaj nie pokazał jej wszystkiego co potrafi, ale jutro będzie do tego mnóstwo okazji. Gdy o tym myślał uśmiech nie schodził mu z twa...
  - Mam cie! - krzyknął ktoś wyskakując zza barku. Draco pod wpływem tego nagłego zakłócenia ciszy spadł z kanapy na podłogę.
  - Zabini, idioto... - powiedział podnosząc się na nogi. Blaise odpowiedział mu głośnym wybuchem śmiechu. - Co ty do cholery wyprawiasz?
  - Chciałem z tobą normalnie pogadać, ale byłeś taki uchachany że nie mogłem się powstrzymać. - odpowiedział Zabini tłumiąc w sobie kolejną falę śmiechu.
  - O czym chcesz rozmawiać? - Draco był wyraźnie zirytowany napaścią przyjaciela. No i wciąż bolały go pośladki.
  - Nie mam pojęcia co ty wyprawiasz.
  - A o co dokładnie ci teraz chodzi?
  - A o to, że nawet po zakończeniu wojny zgrywasz takiego samego palanta jak wcześniej.
  Malfoy spojrzał na Blaisa ze zdziwieniem.
  - Na Godryka, nie sądzisz że czas najwyższy pogodzić się z Wielką Trójcą? - zapytał Zabini, co wywołało u Draco oburzenie.
  - Żartujesz, prawda?
  - Ani trochę.
  - Nie! Wojna zmieniła wiele rzeczy ale nie to! Zgłupiałeś, Blaise?
  - Dobra, jak nie chcesz podać im, a w szczególności Hermionie dłoni na zgodę to ja zrobię to za ciebie. - oznajmił Zabini i skierował się w stronę wyjścia. Czy on właśnie nazwał tą szlamę po imieniu?
  - Nawet o tym nie myśl! - krzyknął Draco, ale odpowiedziało mu tylko trzaśnięcie drzwi.

   Ginny Weasley szła korytarzem w stronę dormitorium Gryfonów. Jak na złość zapomniała podręczników do transmutacji akurat przed lekcją. Nie spodziewała się że kogokolwiek tam zastanie.
  Po podaniu hasła portret Grubej Damy odsunął się. Ruda zrobiła śmiały krok w stronę salonu i zaniemówiła po tym co zobaczyła w środku.

  Kiedy nerwy Hermiony wróciły do normalnego poziomu, postanowiła spotkać się z przyjaciółką i obgadać kilka spraw, poplotkować, wyżalić się. W tym celu umówiły się w bibliotece - dla pewności, że nie zastaną tam Malfoya.
  - Mam dość, Ginny. Jest dopiero początek roku a ja już mam go dość! - zaczęła gdy znalazły się na osobności.
  - O kim teraz mówisz?
  - Jak to "o kim"? Oczywiście że o Malfoyu! A o kto inny rujnuje mi życie?
  Mimo, że było to pytanie retoryczne, Weasley wyglądała niepewnie, jakby rozważała w duchu zdradzenie jakiejś wielkiej tajemnicy. Hermiona spojrzała na nią pytająco. Wiedziała, że przyjaciółce leży coś na sumieniu.
  - No dobrze, powiem ci, tylko tak na mnie nie patrz! - oznajmiła ruda Gryfonka. - Byłam dzisiaj między lekcjami w salonie wspólnym Gryffindoru. Kiedy tylko tam weszłam, zobaczyłam ich... Tak mi przykro, Miona...
  - Co? - to było jedyne słowo, które przyszło na myśl Granger. Nie rozumiała nic z paplaniny przyjaciółki.
  - No... Ron i jakaś małolata... całowali się. Poprosił mnie żebym ci nic nie mówiła, bo stwierdził że wciąż coś do niego czujesz... - wybełkotała Ginny. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu, Hermiona nie zaczęła płakać ani rozpaczać. Po prostu się roześmiała.
  - Ginny, twój brat serio myśli że dalej się w nim kocham? - ruda skinęła głową. - Przecież to ja z nim zerwałam.
  - Jest przekonany, że wcale tego nie chciałaś. Z resztą nieważne, lepiej mów co Malfoy znowu wymyślił.
  Hermiona opowiedziała przyjaciółce o spotkaniu prefektów naczelnych w sprawie balu. Kiedy skończyła, ruda patrzyła na nią z niedowierzaniem.
  - Przecież to nic wielkiego. Spodziewałam się po nim jakiś obelg, przepychanki ale to? Miona, jesteś przewrażliwiona.
  - Nie rozumiesz, Ginny. Ten tleniony idiota nie daje mi spokoju!
  - Chodzi mi o to że nigdy się nim nie przejmowałaś, a teraz wpadasz w histerię z byle powodu. Co się z tobą stało, Herm?
  Dotarły do niej słowa przyjaciółki. Faktycznie, wcześniej takie zachowanie Malfoya mogłaby odebrać nawet za przyjazne. Ale on nie był przyjazny. To wróg, którego z zimną krwią zamknęłaby w Azkabanie. Dowiódł tego przed eliksirami.
  Co do Rona - wiedziała że musi dać mu do zrozumienia, że już się w nim nie podkochuje. Na razie nie wiedziała jak. I nawet o tym nie myślała, bo wszystkie jej myśli były przepełnione twarzami blond Ślizgona i pewnym silnym uczuciem. Gniewem. Tak, to zdecydowanie był gniew.


---------------------------------------------------------------------------------------
Witam na moim blogu! :)
Stawiam dopiero pierwsze kroki w świecie blogowania, ale już czuję że to mój żywioł. Będę starała się dodawać posty regularnie, chociaż mogą się zdarzyć pewne drobne opóźnienia ( ja też jestem człowiekiem i mam swoje życie a w nim szkołę ). Zachęcam Was do czytania i komentowania :)
Co do rozdziału - wyszedł trochę krótki, ale myślę że z czasem długość kolejnych rozdziałów będzie się zwiększać. No i przepraszam za błędy, ortografia nie jest moją mocną stroną.
Pozdrawiam,
Avalon C.