wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 3

  Draco wszedł do swojego dormitorium zmęczony pracą jak jeszcze nigdy. Był też zirytowany. Nawet bardzo. Granger zarzuciła mu, że jest bezczelny, a sama nie potrafiła podziękować za uratowanie życia. Mógł jej nie łapać. Trafiłaby do skrzydła szpitalnego i miałby ją z głowy na jakiś czas. Dlaczego wcześniej nie wpadło mu to do głowy?
  Było około dziesiątej, więc wziął szybki prysznic i wskoczył pod kołdrę. Nim się obejrzał, był już pogrążony w głębokim śnie.
  Siedzi w ciemnym pokoju. Nic nie widzi, ale czuje. Jest przywiązany do krzesła. Wtedy zapala się światło. Pierwsze co spostrzega, to znajome twarze zwrócone w jego stronę. Jego rodzice, inni śmierciożercy i... Czarny Pan. Ogarnia go głęboki, instynktowny strach. Wszyscy są wpatrzeni w Dracona. Jest osaczony. Próbuje się wyrwać, ale nie starcza mu sił. 
  Wtedy jego wzrok skupia się na czymś innym. Jakaś postać siedzi naprzeciwko niego. Rozpoznaje ją. Hermiona Granger. Obok niej chodzi jego ciotka Bellatrix, celując w nią różdżką i mówi: Cruciatus! Gryfonka zaczyna krzyczeć, bardzo cierpi. Draco nie może na to patrzeć. Chce powstrzymać ciotkę, ale wie, że gdy to zrobi, Voldemort odbierze to za zdradę i  okazanie słabości. A wtedy zabije jego rodziców. Patrzy na tortury Granger ze łzami w oczach, dlatego że jest bezsilny. Nagle Bellatrix przerywa zaklęcie i rzuca kolejne... Avada Kedavra!
  Draco obudził się z krzykiem. Dawno nie miał snów tego typu, które nawiedzały go przez długi czas po wojnie. Psycholog, wynajęty przez matkę wbrew jego woli powiedział mu, aby nie wracał do wspomnień i uczuć z czasów bitwy o Hogwart. Dlatego mimo pewnej przemiany, Draco starał się zachować swój dawny wizerunek. Na początku twierdził, że będzie to dziecinnie proste, jednak widok wszystkich twarzy, które widział ostatnim razem z różdżkami w dłoniach, ranami na ciałach i strachem w oczach przypominają mu o okropnych wydarzeniach, jakich był świadkiem.

   Tego dnia śniadanie jedzono przy wyjątkowym rozstawieniu stołów, przygotowanym na wieczorny bal. Wszyscy zachwycali się dekoracjami i wystrojem Wielkiej Sali, ale Hermiona, która miała tego serdecznie dość skupiła wzrok na Teresie Bowcraft, lepiącej się do Rona. Rudzielec najwidoczniej grał na dwa fronty, jednego dnia obściskiwał się z tą małą lafiryndą w salonie Gryffindoru, drugiego zalecał do Miony, po czym całkowicie o niej zapominał. To było po prostu żałosne.
  Obok brązowowłosej siedziała Ginny, a naprzeciwko Harry. Ich miny miały ten sam wyraz - głębokie zażenowanie.
  - Piękny teatrzyk. - skomentowała cicho ruda. - Nie mogę uwierzyć, że mój brat umawia się z takim składem budowlanym.
  - A konkretniej? - zapytała rozbawiona Hermiona.
  - No wiesz, pustak i na dodatek deska. - zaczęły się śmiać.
  Kończąc owsiankę, Hermionia zauważyła, że Ginny odwróciła głowę i do kogoś mrugnęła. Niemożliwe. Przecież szedł za nimi tylko Malfoy ze swoim durnym kolegą, Zabinim. Musiało jej się zdawać.

  Gdy wychodziła z Wielkiej Sali, zaczepił ją Harry.
  - Herm, chciałbym z tobą pogadać.
  - Chodzi o Ginny? - zapytała zdezorientowana. Dawno nie rozmawiała z wybrańcem w cztery oczy.
  - Nie. O Rona. - No tak... Weasley nie potrafi inaczej załatwiać spraw, niż przez posyłanie Pottera. - Powinnaś dać mu drugą szansę, Miona. Jemu naprawdę na tobie zależy. Wiem, co sobie teraz myślisz, po co ta cała szopka z Tess, ale on to robi tylko po to, żebyś była zazdrosna i...
  - Harry, proszę, nie baw się w swatanie mnie i Rona. - przerwała mu. - Jestem dorosła i sama potrafię podjąć decyzję. Poza tym, Ginny widziała jak twój przyjaciel obściskuje się z Teresą w salonie Gryffindoru. Moim zdaniem tworzą świetną parę.
  Musiała się pilnować, żeby nie wybuchnąć śmiechem, kiedy mówiła ostatnie zdanie.
  - Czyli o to ci chodzi? Że Ginny nakryła ich, kiedy... no wiesz... Herm, przecież nic wielkiego się nie stało, to był tylko jeden raz.
  Hermiona spojrzała na niego z wielkim zaskoczeniem. Nic wielkiego?! Nie zdziwiła by się, gdyby powiedział to ktoś taki jak... na przykład Malfoy, ale Harry?! Harry przecież jest z Ginny, kocha ją i nie pozwolił by sobie nawet na jednorazowe wybryki... A może jednak już to zrobił?
  - Chcesz mi się do czegoś przyznać? - zapytała. Potter pokręcił przecząco głową, ale dało się dostrzec coś na kształt zdenerwowania w jego oczach. Brązowowłosa nie miała pojęcia, czy mu wierzyć. Dawniej nawet nie zapytała by go o taką rzecz. Ale ludzie się zmieniają, stosunki między nimi i chociaż to przykre, Hermiona zdała sobie sprawę, że bardzo oddaliła się od Harry'ego i Rona.
  - Muszę już iść. - powiedziała i minęła wybrańca. Atmosfera towarzysząca ich rozmową stała się chłodna i nieprzyjemna. Na szczęście była jeszcze Ginny, z którą mogła szczerze pogadać. Pytanie tylko, czy Potter zdaje sobie sprawę, z tego, do czego się przyznał.

  Po zajęciach Hermiona wyszła na zewnątrz. Chciała wyciszyć się i na spokojnie przyswoić kilka spraw. Idiotyzm Rona ( tak, w tym wypadku nie było innej nazwy na zaistniałą sytuację ), podejrzane zachowanie Harry'ego i dodatkowo pewien cholernie irytujący blondyn nie dawały jej się rozluźnić. Dlatego dla pełnego odprężenia zabrała ze sobą podręcznik do obrony przed czarną magią. Co prawda, nikt nie rozumiał jej zamiłowania do nauki, ale nie miała zamiaru się z nim ukrywać.
  Usiadła na trybunach przy boisku do Quidditcha i otworzyła książkę.
  - Widzę, Granger, że przyszłaś podziwiać trening Slytherinu. - usłyszała znajomy głos dobiegający z dołu.
  - Mylisz marzenia z rzeczywistością, Malfoy. - odpowiedziała podnosząc wzrok znad podręcznika. Drużyna Ślizgonów właśnie przygotowywała się do gry, tymczasem blondyn patrzył na Hermionę kpiąco.
  - Nigdy niczego nie mylę. - burknął i odwrócił się w stronę reszty reprezentantów Slytherinu. Gryfonka chciała znaleźć się od nich jak najdalej, ale nie mogła dać Malfoyowi satysfakcji, że udało mu się jej pozbyć. Ostatecznie postanowiła zostać na trybunach, przeczytać rozdział obrony przed czarną magią i uciec, kiedy nikt nie będzie patrzył.
  Drużyna Ślizgonów ustawiła się na swoich miejscach. W momencie, kiedy kufel, tłuczki i złoty znicz wzbiły się w górę, rozpoczęła się zacięta gra. Hermiona spojrzała na to od niechcenia.
  Pierwszym, co przykuło jej uwagę był Malfoy, pędzący na miotle za małą, skrzydlatą piłeczką. Poruszał się pewnie, a jego twarz wyrażała skupienie i determinację. Wyglądał... niecodziennie. Widać było, że uwielbia to co robi i niestety był w tym dobry, myślała Gryfonka.
  Wtedy usłyszała głośnie chrząknięcie. Odwróciła głowę i zobaczyła grupkę adoratorek blond Ślizgona z Pansy Parkinson na czele. Ich wzrok ciskał w Hermionę błyskawicami. Co takiego im zrobiła, że wzbudziła w nich mordercze instynkty? Przecież nie siedziała wpatrzona w kapitana drużyny Slytherinu ani nie kontemplowała nad jego majestatyczną postawą. Chwila... jaką znowu majestatyczną postawą?
  Gryfonka spuściła wzrok na podręcznik. Nie powinno jej tu być. Powinna już dawno odejść i nie zwracać uwagi na to, co pomyśli Malfoy. Cokolwiek sobie wcześniej myślała, była naiwna.

  Blaise patrzył na najlepszą komedię w dziejach Hogwartu. Co więcej, miał doskonałe miejsce do obserwacji, jakim była jego własna miotła. Całe szczęście, że posiadał równierz podzielność uwagi. Mógł jednocześnie skupić się na treningu Quidditcha oraz zachowaniu Draco i Hermiony.
  Gryfonka przyglądała się przez moment blondynowi, ale coś ją najwidoczniej speszyło, bo znów schowała nos w podręczniku do obrony przed czarną magią, a po chwili wstała z trybun i skierowała się do wyjścia.
  - Łap ten znicz szybciej, kretynie. - mruknął Zabini, patrząc jak Malfoy wyciąga rękę po skrzydlatą piłeczkę. Jeszcze trochę, jeszcze kawałek i... Już trzymał w dłoni złoty znicz uśmiechając się triumfalnie.
  Wszyscy zwrócili się w jego stronę, drużyna z okrzykami zadowolenia, Ślizgonki siedzące na trybunach zaczęły piszczeć a Hermiona patrzyła na blondyna z zaskoczeniem. Nie ma co, chłopak się postarał. Jeżeli złapie piłeczkę w takim tempie na mistrzostwach, Slytherin wygra bez problemu.
  Blaise cieszył się z wyniku przyjaciela, ale bardziej z pewności, że jego Wielka Teoria jest już Wielkim Faktem. O Godryku, czy oni serio są tacy głupi i sami nie wiedzą co się dzieje? Najwidoczniej... Ale Zabini im to ładnie, delikatnie uświadomi. W odpowiednim momencie, oczywiście.

   Po treningu w szatni Draco przyjmował pochwały od członków drużyny. Sam był z siebie cholernie dumny. Nie każdy szukający osiąga tak dobry wynik.
  Jako ostatni podszedł do blondyna Blaise.
  - No pięknie, czyżby nowy rekord?
  - Na to wygląda. - odpowiedział Malfoy ze swoją wrodzoną "skromnością".
  - Widzę, że jesteś w świetnej formie, Draco. Bo na pewno nie pomogła ci obecność pewnej dziewczyny na trybunach. - Zabini nabrał podejrzanego wyrazu twarzy.
  - Nie bądź taki zaborczy, Blaise. - powiedział blondyn, po czym oberwał w prawe ramię od przyjaciela. - Już ci chyba tłumaczyłem, że mam dość Parkinson i niedobrze mi się robi, gdy ją widzę.
  - Mi wcale nie chodzi teraz o Pansy. - Zabini odwrócił się na pięcie i wyszedł z szatni, zostawiając Dracona w stanie ogłupienia.
  Jeżeli nie miał jej na myśli, to kogo? Na trybunach siedziało przecież wiele Ślizgonek. No i ta natrętna Granger, ale ona akurat nie była w żaden sposób wyróżniona. Blaise'owi na pewno o nią nie chodziło.

  Idąc do swojego dormitorium, Hermiona wpadła na Ginny, albo raczej odwrotnie, to Ginny wpadła na Hermionę.
  - Gdzieś ty była? Wszędzie cię szukałam. - powiedziała rudowłosa.
  - Ja... spacerowałam.
  - To dobrze że już wróciłaś. Musisz mi pomóc w przygotowaniu na wieczorny bal.
  No tak, bal. Hermiona prawie o nim zapomniała.
  - Nic za darmo. - odpowiedziała uśmiechając się do przyjaciółki. - Ty też mi pomożesz, albo strój się sama.
  Ginny roześmiała się, zadeklarowała swoją pomoc i ruszyły w stronę dormitorium brązowowłosej.
  - Będzie się działo. - stwierdziła cicho Weasley.


------------------------------------------------------
Witajcie, kochani :)
Jest, trzeci rozdział. Wbrew moim zapewnieniom krótszy od poprzednich, ale poprawię się, obiecuję! c;
Jest, jaki jest. Może niektórym nie przypaść do gustu, ale był konieczny do rozkręcenia akcji w późniejszych rozdziałach. Co do długości - usprawiedliwię się tym, że mam w szkole prawdziwe urwanie głowy, serio.
No i informacja - będę pisać dłuższe rozdziały, ale muszę mieć na to czas, więc następne będą pojawiały się co tydzień, tak jak na większości blogów ( jeśli się wyrobię, wstawię rozdział wcześniej ).
Pozdrawiam :)))
A. Collins

6 komentarzy:

  1. Ten rodział jak najbardziej przypadł mi do gustu! :D Pisz dalej, nie musisz się przejmować długością wpisów, bo nadrabiasz stylem pisania *-*
    Blaise - mistrz hahahhahahahaha C;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli rozdział Ci się podoba to świetnie :))) Dziękuję <3

      Usuń
  2. super kolejny rodział <3 <3 czekam na dalsza część i nie ma się co martwić długoscią rozdziałów xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :D Takie komentarze naprawdę motywują <3

      Usuń
  3. KOKCHAM CIĘ <3<3<3 JESTEŚ BOSKA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu nie wiem co napisać c; Ktoś mnie kocha, no proszę <3 Dziękuję :D

      Usuń

Jeżeli już tu jesteś - zostaw komentarz :)