piątek, 30 maja 2014

Rozdział 8

  Do sali wszedł wysoki, młody chłopak. Miał brązowe włosy i pewny siebie uśmiech. Idąc w stronę biurka nauczycielskiego ignorował natarczywe spojrzenia uczniów, którzy gapili się na niego jakby był z innej planety.
  Hermiona wyglądała na równie zaskoczoną, co pozostali.
  - Wiesz kto to? - zwróciła się do siedzącej obok Parvati. Ta jedynie pokiwała przecząco głową, nie tracąc z oczu intruza.
  Chłopak podszedł do tablicy i napisał na niej swoje imię: Erick Walhall. Następnie odwrócił się do klasy:
  - Witajcie, moi drodzy. Nazywam się Erick Walhall i od dzisiaj będę prowadził lekcje eliksirów. Mówcie do mnie "profesorze Walhall". Mam nadzieję, że jesteście bardzo solidnym rocznikiem i będziecie się nienagannie uczyć. Mam rację? - zapytał poważnym tonem, równie uroczyście jak zaczął. Uczniowie jednak nie odzywali się, wciąż badając sytuację i zbierając jak najwięcej informacji na temat nowego nauczyciela. Niektórzy nie potrafili uwierzyć w to błogosławieństwo. Czyżby Snape tłustowłosy zdecydował się na wcześniejszą emeryturę?
  Chłopak wodził wzrokiem po klasie oczekując odpowiedzi na wcześniej zadane pytanie. W pewnym momencie się roześmiał.
  - Żartowałem. Eliksiry to przede wszystkim zabawa. Nie oczekuję, że będziecie w tym przedmiocie asami. - powiedział, po czym dodał: - I mówcie do mnie po prostu "Erick". W końcu nie jestem aż taki stary.
  Hermiona zaśmiała się. Dostrzegła też że uczniowie byli znacznie bardziej rozluźnieni niż na początku lekcji. W oczach niektórych dziewczyn pojawił się nawet podziw, i Gryfonkę wcale to nie dziwiło, ponieważ sama była w pewnym stopniu oczarowana prezentacją Ericka. Zabawny, inteligentny i na dodatek przystojny... Brązowowłosa stwierdziła, że będzie w stanie polubić eliksiry.
  Wtedy z ostatniej ławki podniósł się Tod.
  - Przepraszam, możemy wiedzieć, co się stało z profesorem Snapem?
  Dobre pytanie.
  Nauczyciel uśmiechnął się i powiedział:
  - Nie martwcie się o Severusa. Profesor Dumbledore przeniósł go na inne stanowisko.
  Wszyscy zaczęli zastanawiać się, co to znaczy. Może Snape trafił do biblioteki i od dzisiaj będzie czyścił książki z kurzu? Albo został pomocnikiem Filcha? Mało prawdopodobne.
  - Na pewno ucieszy was wiadomość, że Severus wciąż będzie uczył, ale tym razem czarnej magii. - Erick rozwiał wszelkie wątpliwości, co więcej zrobił to z czarującym uśmiechem. -Słyszałem, że od zawsze tego chciał. Dlatego cieszę się, że dzięki mnie profesor Snape może spełniać marzenia.
  Przez salę przeszedł dźwięk zbiorowego śmiechu.
  - No dobra, przejdźmy do lekcji, ok? - powiedział nauczyciel klaszcząc w dłonie. Uczniowie z wyjątkowym entuzjazmem otworzyli podręczniki. Nawet Neville, który już od pierwszej klasy nie przepadał za eliksirami.
  Cała godzina zajęć minęła Hermionie w oka mgnieniu. Była zabawna, luźna i przyjemna. Gryfonka polubiła nową osobowość w gronie profesorów. Zresztą jak wszyscy.
  Wychodząc poczuła chęć przedstawienia się Erickowi osobiście. Bez namysłu odwróciła się w jego stronę i zrobiła kilka kroków do przodu, po których trafiła na jakąś przeszkodę i odbiła się od niej.
  To tylko Malfoy. Zagrodził jej drogę.
  - Ruda się nabrała. Zabini chyba też. I właściwie bardzo mnie to dziwi. Bo wiesz, wciąż beznadziejnie udajesz. - powiedział z prowokacyjnym uśmiechem.
  Hermiona zacisnęła usta w wąską linijkę.
  - Czego ty ode mnie oczekujesz, Malfoy?
  - Gdybym odpowiedział "profesjonalizmu", prosiłbym o zbyt wiele. Więc powiem "więcej zaangażowania". Serio, grasz jak trup, Granger. Bez emocji i na dodatek jesteś zielona, jakbyś chciała zwymiotować.
  - Nic nie poradzę, że tak na mnie działasz. - odpowiedziała Gryfonka. Brawo, pochwaliła się w duchu, świetna riposta. Ale czy aby czasem nie zabrzmiała trochę... dwuznacznie? Nie, na pewno tylko jej się tak wydawało.
  Wtedy zza ławki wyłonił się Blaise.
  - Ej gołąbeczki, wiem, że szukacie jakiegoś ustronnego miejsca na romansowanie, ale nie jestem pewien, czy nadaje się do tego sala eliksirów. Może lepiej idźcie gdzieś, gdzie faktycznie będzie ustronnie? Do schowka na miotły na przykład. - zasugerował szczerząc się, jakby dostał szczękościsku.
  Hermiona kątem oka dostrzegła, że Draco już otwiera usta, by coś odpowiedzieć. Postanowiła jednak przejąć inicjatywę.
  Blondyn chce teatrzyku? To go dostanie.
  - Schowek na miotły, tak? - starała się, aby w jej głosie słychać było zaintrygowanie. - To świetny pomysł, Blaise! - wzięła rękę Malfoya i pociągnęła go w stronę wyjścia, dodając tylko: - Mam do ciebie kilka pytań... - przełknęła ślinę - ...kotku.

  Erick zamknął za sobą drzwi do gabinetu. Był to mały, ciemny pokój w zimnej stylistyce, pasujący do reszty pomieszczeń w lochach. Urządził go Snape ale chłopak stwierdził, że nie będzie nic zmieniał. Podobało mu się tu.
  Nauczyciel przemierzał gabinet wolnym krokiem dokładnie oglądając każdy przedmiot. Zatrzymał się przy szafce z kolekcją opalizujących eliksirów. Były podpisane i ustawione alfabetycznie. Co za dbałość o szczegóły, pomyślał.
  Pod pierwszym z flakoników widniał napis "Amortencja".
  Ach tak. Płynna miłość. Osoba, która wypije ten eliksir zakocha się w tym, kto jej go poda. To bardzo silny napar, ale w nieodpowiednich rękach może być też niszczycielski.
  Erick musnął flakonik palcami. Następnie spojrzał na zdjęcie, które wcześniej postawił na biurku. Zdjęcie jego matki.
  - Gdybyś wtedy miała do tego dostęp... - westchnął. - Wciąż byś tu była... Gdybyś dowiedziała się wcześniej o Amortencji, wszystko byłoby inaczej.
  W oczach chłopaka pojawiły się łzy. Powstrzymał je przed wypłynięciem na powierzchnię. Minęło przecież tyle czasu. Nie powinien już płakać.
  W takim razie co powinien zrobić? Odpowiedź była prosta: to, po co tu przyjechał. Czego pragnął od początku.
  Teraz, kiedy patrzył w smutne oczy swojej matki na zdjęciu, pragnął tego jeszcze bardziej.

  Draco był ciągnięty przez Hermionę korytarzem. Wyraz zaskoczenia wciąż nie opuścił jego twarzy.
  - Widzę, że w końcu zaczynasz traktować mój plan na serio, Granger. - powiedział. - Ale jednak myślę, że trochę zbyt serio.
  - Robię to, co mi kazałeś: bardziej się angażuję. - odparła obojętnym tonem.
  Ślizgon wyrwał dłoń z uścisku.
  - Jak chcesz zadać mi kilka pytań, dlaczego nie zrobisz tego tutaj? Boję się, że w schowku na miotły mogłabyś mnie łatwo zamordować, Granger.
  - Boisz się mnie? - Hermiona spojrzała na Draco z politowaniem.
  Bać się? JEJ?
  Czym prędzej cofnął swoje słowa.
  - Jasne, że nie. - powiedział, po czym dodał: - Wątpię, żeby takimi małymi piąstkami dało się zrobić komuś krzywdę.
  - Mam przy sobie różdżkę, Malfoy. - Gryfonka ledwo wypowiedziała to ostrzeżenie, gdy zza ściany łączącej dwa korytarze wyłoniła się ruda czupryna. Ron najwidoczniej też zauważył Draco i Hermionę, ponieważ zmienił wyraz twarzy z obojętnego na zniesmaczony, a nawet trochę wściekły.
  - Na co się gapisz, Weasley? - zapytał Ślizgon w przypływie impulsu. Chciał wywołać określoną reakcję u Gryfona. Udało mu się.
  Rudowłosy zacisnął pięści i poczerwieniał. Nic jednak nie odpowiedział, tylko ruszył przed siebie mijając zaskoczoną Hermionę. Nawet blondyn zauważył, że coś jest nie tak w wyglądzie i zachowaniu Rona. Zupełnie jakby... grzeczny Gryfon złamał się i spróbował czegoś mocniejszego.
  Amator, pomyślał Draco, nawet nie wie jak sobie radzić z alkoholem.
  Hermiona jednak wyglądała na nieco bardziej przejętą. Stała, szeroko otwartymi oczami gapiąc się w drzwi sali do eliksirów, za którymi zniknął Ron.
  - Zobaczyłaś dementora, Granger? - zapytał blondyn posyłając jej pytające spojrzenie. Gryfonka wyrwała się z transu i potrząsnęła głową.
  - Nie mam pojęcia, co właściwie zobaczyłam... - wybełkotała, dodając po chwili milczenia: - Wiesz co? Później z tobą porozmawiam, Malfoy. Teraz chcę znaleźć Ginny żeby... zresztą nie musisz tego wiedzieć.
   Odeszła w przeciwną stronę szybkim krokiem, a po skręcie w odgałęzienie korytarza zniknęła Ślizgonowi z oczu.

   - To co, spotkamy się dzisiaj po lekcjach przy jeziorze? - zapytała Ginny wtulając się jeszcze bardziej w ramiona Harry'ego. Siedzieli na parapecie przed dziedzińcem i cieszyli się wspólnym czasem. Jednak najbardziej zadowolona była właśnie rudowłosa. Zależało jej na każdej chwili spędzonej z chłopakiem, szczególnie teraz, w ostatnim roku jego nauki, kiedy miał mnóstwo obowiązków.
  Wybraniec westchnął.
  - Nie dzisiaj, dobrze? Muszę się przyłożyć do ćwiczeń z transmutacji, ostatnio kiepsko mi idzie...
  Ginny oderwała się od chłopaka i spojrzała na niego.
  - Znowu? Kiedy ostatnim razem spędziliśmy ze sobą czas dłużej niż przez dziesięć minut, co?
  Harry zacisnął usta. Posłał Gryfonce spojrzenie mówiące "Przepraszam".
  Rudowłosa była naprawdę rozczarowana. Ale co mogła zrobić? Przecież nie pójdzie do McGonagall mówiąc, żeby dała Harry'emu spokój z lekcjami, bo chciałaby się w końcu z nim umówić.
  Nagle mina wybrańca momentalnie uległa zmianie.
  - Cześć Herm. - powiedział uśmiechając się do stojącej obok Hermiony. Kiedy dostrzegł cień zaniepokojenia na jej twarzy, zapytał: - Coś się stało?
  - Nie, nic... - odparła. - Mogę z tobą zamienić słówko, Gin? No wiesz, babskie sprawy...
  Rudowłosa wiedziała co to znaczy: przyjaciółka chciała porozmawiać o Draco. Ale skąd się wziął u niej ten grymas zaniepokojenia?
  Harry posłusznie oddalił się w głąb korytarza. Kiedy zniknął z pola widzenia, Hermiona zaczęła:
  - Wiesz co się dzieje z twoim bratem? Jeszcze nigdy nie widziałam go w takim stanie. Wygląda jakby przeżywał załamanie emocjonalne.
  - A więc chodzi ci o Rona? - zapytała Ginny. Brązowowłosa spojrzała na nią pytająco.
  - Tak, a o kogo jeszcze może mi chodzić?
  - Myślałam, że o Draco, kiedy mówiłaś "babskie sprawy". - powiedziała ruda, a nie słysząc reakcji przyjaciółki, dodała: - No wiesz, Draco. Wysoki blondyn. Twój chłopak.
  - Aach taak. Mój chłopak...
  Ginny posłała jej podejrzliwe spojrzenie. Hermiona Granger, która znała wszystkie zaklęcia zanim jeszcze zostały wymyślone teraz nie pamiętała, że jest w związku. Rudowłosa stwierdziła, że to pewnie przez dziwne zachowanie Rona, o którym wcześniej wspomniała. Chwila... jakie dziwne zachowanie?
  - Mówiłaś coś o moim bracie. - powiedziała.
  - Pytałam, czy wiesz co się z nim dzieje?
  - Nie widziałam go wczoraj...
  Hermiona zamyśliła się na moment.
  - Miej na niego oko. - poradziła zdezorientowanej przyjaciółce. - Wydaje mi się, że ostatnio jakoś bardziej przeżywa zerwanie. Coś się z nim dzieje. Coś niedobrego.
  Ginny zamrugała oczami kilka razy. Często była świadkiem anomalii w zachowaniu Rona, ale tym razem czuła, że ta jest poważniejsza.
  Jako siostra czuła się odpowiedzialna za brata. I na pewno nie chciała, aby był on smutny. Hermiona powiedziała, że prawdopodobnie nie otrząsnął się jeszcze po zerwaniu, a na dodatek miał teraz jeszcze jeden powód do zmartwień.
  Był nim oczywiście Draco.
  Ginny wymieniła z brązowowłosą jeszcze kilka uwag, po czym obie ruszyły w swoje strony. Wiedziała, że jeżeli Ron faktycznie ma coś na kształt depresji z powodu związku Hermiony i Ślizgona, będzie musiała zdecydować czy pomóc swojemu bratu, czy zostać przy wspieraniu przyjaciółki.

  Minerwa krzątała się po sali do transmutacji i szukała odpowiednich materiałów, które uczniowie przemienią w nieszkodliwe chomiki. Niestety, nie mogła nic znaleźć.
  Poprzedniego dnia nie miała czasu, aby przygotować się do lekcji. Jej głowa pękała od nadmiaru myśli skierowanych w stronę nowego nauczyciela, młodego i niedoświadczonego ale jednak geniusza w swojej dziedzinie.
  Nagle usłyszała głośne uderzenie o drzwi, które z czasem przemieniło się w nieustające trzaskanie. Było tak nagłe, że zaskoczona podskoczyła w miejscu.
  To na pewno jeden z pierwszorocznych, próbował się popisać przed kolegami.
  Minerwa podeszła do drzwi, spodziewając się, że gdy je otworzy winowajca ucieknie. Jednak kiedy zobaczyła sprawczynię hałasu, było jasne że nie chciała ona rozgniewać nauczycielki.
  - Co tu robisz, Sybillo? - zapytała Mcgonagall. Nie doczekała się jednak odpowiedzi.
  Profesor Trelawney stała w osłupieniu i patrzyła przed siebie. Miała nieobecną minę.
  Była w transie.
  Minerwa wprowadziła kobietę do sali, a kiedy drzwi zamknęły się z głuchym trzaskiem, Sybilla zaczęła przemawiać głosem pozbawionym wyraźnego tonu:
  - Radość jest próżna bez wiedzy. Wiedza korzysta z próżnej radości, by zaskakując odkryć swoje tajemnice i porazić ucieszonych bezradnością. Wiedza może być zemstą. Hogwart będzie świadkiem nieszczęść i niebezpieczeństwa, jeżeli nie zdoła na czas poznać wiedzy, bowiem... - przyśpieszyła oddech i zaczęła mówić szybciej. - ... Czarny Pan jest wśród nas. Jego aura jest obecna. Jego oczy przemierzają korytarze. Jego serce bije w tych murach.
  Minerwa rozwarła oczy w niedowierzaniu.
  - Sybillo, to niemożliwe! Voldemort nie żyje! Został pokonany!
  Profesor Trelawney odwróciła głowę i zimnym, nieobecnym wzrokiem spojrzała na McGonagall.
  - Czarny Pan żyje w umysłach. - powiedziała, po czym zakręciła się w miejscu i upadła na podłogę.
----------------------------------------------------------
  Z całego serca przepraszam Was za to prawdopodobnie najdłuższe opóźnienie w historii internetu :(
  Ten rozdział pisałam bardzo długo, wiem o tym. Bloga założyłam w przerwie od szkoły i wtedy wstawiałam posty co ok. 3 dni, ponieważ miałam mnóstwo czasu na ich pisanie. W tym momencie zajmuje mi go przede wszystkim szkoła. Zbliża się koniec roku i niewiele brakuje mi do stypendium, o którym naprawdę marzę. Zgłosiłam się do kilku projektów i uczę się wszystkiego z lekcji na pamięć. Czasami nawet nie mam siły myśleć, a nie chcę pisać na blogu bzdur typu "Hermiona była zła. Kopnęła Draco, który nie wiedział że zostanie kopnięty". Chcę, żeby były już wakacje, bo wtedy okropnie się nudzę, a nuda sprawia, że piszę więcej.
  Nie będę Was już prosić o wybaczenie, bo pewnie okropnie nabroiłam w Waszych oczach. Ale z drugiej strony już w pierwszym rozdziale pisałam, że mogą się pojawić opóźnienia, bo ja też jestem człowiekiem. I cuż, nie zawieszam bloga, nawet o tym nie myślałam.
  Poza tym mam okropne poczucie winy, z którym dzisiaj pójdę spać :(
  Pozdrawiam, kochani
  Avalon, czyli wcielone zło

wtorek, 13 maja 2014

Rozdział 7

  Hermiona stanęła przed wejściem do Wielkiej Sali i ze zdenerwowania zaczęła przeplatać kosmyk włosów przez palce. Nie miała pojęcia, dlaczego tu przyszła. Z jednej strony chciała dowiedzieć się, co kierowało Ślizgonem do podjęcia takich kroków, z drugiej ani trochę jej się to nie podobało.
  Ostrożnie wychyliła głowę przez drzwi, aby zobaczyć, czy Ginny i Blaise są już na miejscu. Zgodnie z planem byli, jednak nie sami. W drugim kącie siedziała grupa pierwszorocznych. Poza nimi nikt nie przebywał tego wieczoru w Wielkiej Sali. Tym lepiej.
  - Granger, dobrze się czujesz? - gwałtownie odwróciła się słysząc sarkastyczny głos zza pleców. Draco stał za nią wyraźnie rozbawiony. Zadał pytanie, jak nietrudno się domyślić retoryczne. Wcale nie obchodziło go samopoczucie Gryfonki.
  - Powinieneś mi teraz dziękować, że w ogóle tu jestem, Malfoy. - odpowiedziała. - I nie. Nie czuję się dobrze.
  - A ty powinnaś popracować nad asertywnością. - Ślizgon spojrzał na nią kpiąco. Bezczelna uwaga.
  - Dość. Jeżeli zaraz nie wyjaśnisz mi, dlaczego mam udawać twoją dziewczynę, po prostu to zignoruję i wrócę do dormitorium. - Hermiona starała się, aby jej głos zabrzmiał poważnie i konsekwentnie. Udało jej się to bardziej niż przypuszczała.
  Blondyn przewrócił oczami.
  - Niech ci będzie. - westchnął ciężko. - Zabini wie, że czuję do ciebie odrazę, Granger. - Brązowowłosa drgnęła na dźwięk tych słów. Draco był naprawdę szczery do bólu. Oczywiście nie żeby sprawił jej jakąkolwiek przykrość. Już dawno uodporniła się na takie docinki. - Wymyślił tą całą akcję z karteczkami z powodów, o których nie musisz wiedzieć i na pewno posunie się jeszcze dalej, jeżeli go ktoś nie przystopuje. Dlatego przez jakiś krótki czas będziesz udawać że jesteśmy razem, a później zwyczajnie z tobą zerwę. Myślę, że wtedy Blaise zostawi nas w spokoju.
  Hermiona oburzyła się i spiorunowała wzrokiem blondyna.
  - Niby dlaczego to ty masz ze mną zerwać?
  - Jeżeli masz z tym jakiś problem, a widzę że tak, możemy rozstać się w wyniku kłótni. - powiedział dobrodusznie wzruszając ramionami. - Chodź już, Granger, zanim Zabini i Weasley zaczną się niecierpliwić.
  Gryfonka przełknęła ślinę, wzięła głęboki oddech i ruszyła do Wielkiej Sali zaraz za Ślizgonem. Jedno musiała przyznać - miny Ginny i Blaise'a, kiedy ich zobaczyli były bezcenne.

  Blaise siedział na ławce i czekał aż przyjdzie Draco, żeby "obgadać z nim kilka spraw". Był tylko lekko zaskoczony miejscem spotkania, ale cóż, czego się można spodziewać po blondynie?
  Wtedy do Wielkiej Sali weszła Ginny, rozglądając się na boki. Wyraźnie kogoś szukała, jednak nikogo nie mogła znaleźć. Zabini pomachał jej przyjaźnie, po czym ruchem ręki zaprosił ją do stolika.
  - Widziałeś gdzieś może Herm? - zapytała dosiadając się rudowłosa. - Miała już tu być.
  Ślizgon pokręcił przecząco głową po czym dodał:
  - Umówiłaś się tu z nią?
  - Właśnie. Powiedziała, że chce pogadać.
  - Łączmy się w bólu, mnie wystawił Draco. - Blaise zaśmiał się. - Nigdy mu tego nie wybaczę.
  Nagle twarz Gryfonki przybrała wyraz mieszanki oświecenia z zaskoczeniem. Wpadła na jakiś pomysł.
  - A co jeżeli to ma być ta ich groźna zemsta? - zapytała ożywionym głosem.
  Zabini zmarszczył brwi analizując sytuację. Faktycznie, było to podobne posunięcie do wczorajszego wieczoru, ale wydawało mu się że zbyt proste.
  - Nie sądzę. - powiedział. - Prawdziwa zemsta zdaniem Draco musi być z zaskoczenia i wiązać się z tym, czego nie lubimy. Tak więc nie bądź zdziwiona, kiedy znajdziesz Snape'a w łóżku.
  Ginny wybuchnęła śmiechem słysząc te słowa.
  - Wielkie dzięki. Będę się teraz bała wejść do pokoju!
  Rozmowę urwał narastający dźwięk kroków. Zabini spojrzał w stronę jego źródła i zamarł zaskoczony. Draco szedł ku nim z Hermioną u boku. Czyli jednak woleli załatwić sprawę pokojowo? Czarnowłosy nie potrafił znaleźć żadnego logicznego wyjaśnienia dla tej sytuacji.
  - Musimy wam się z Granger do czegoś przyznać. - oznajmił blondyn na wstępie. Blaise i Ginny popatrzyli na siebie. Ich twarze wyrażały jedno, wielkie "Co, do cholery?" - Stwierdziliśmy, że i tak się o tym kiedyś dowiecie.
  - Pozwaliście nas do Sądu Czarodziejów? Stary, przecież to był tylko niewinny żart! - zbulwersował się czarnowłosy. Nic innego nie przyszło mu do głowy. Rudowłosa chyba uznała tą wypowiedź za zabawną, bo zaśmiała się pod nosem.
  - Nie, idioto. - Draco popatrzył na niego z politowaniem. - Ukrywaliśmy coś przed wami ostatnim czasem. Dopiero wczoraj zgodziłem się, żeby wyjawić tą tajemnicę. Chodzi o to, że... Granger i ja jesteśmy parą. - dokończył na jednym wdechu.
  O Merlinie!
  Zabini miał wrażenie, że szczęka z trzaskiem uderza mu właśnie o blat stołu. Podobnie czuła się Ginny. Byli przygotowani na wszystko, a jednak zostali zrobieni w ropuchę.
  Po chwili na dojście do siebie, Blaise zauważył, że Hermiona cały czas tylko stoi przy blondynie z mieszaną miną i nic nie mówi. Dziwne, jak na moment, w którym może przestać ukrywać swój cudowny związek. Zwrócił się do niej:
  - Co ty na to, Mionka? Postrzelony Draco mówi prawdę?
  - Yhym. To prawda. - odpowiedziała.
  Ginny poderwała się z miejsca.
  - I nic mi o tym nie wspomniałaś?! Dlaczego? - zapytała przyłączając się do rozmowy. Hermiona otwarła niepewnie usta:
  - I tak byś nie uwierzyła.
  Rudowłosa zastanawiała się nad tym przez krótką chwilę, po czym skinęła twierdząco głową i wzruszyła ramionami.
  - Pewnie tak.
  Zabini zmarszczył brwi. Przez cały czas podejrzliwie przypatrywał się brązowowłosej, żeby wywnioskować dlaczego ma tak niewyraźną minę. Jego wzrok wyłapał blondyn, natychmiast odwrócił się w stronę Hermiony i powiedział:
  - Coś niewyraźnie wyglądasz, kiciu. Odprowadzę cię do dormitorium, żebyś mogła trochę odpocząć. Wybaczcie nam, dokończymy spowiedź jutro - Draco złapał Gryfonkę za rękę i pociągnął w stronę wyjścia z Wielkiej Sali, zostawiając Blaise'a i Ginny w dwóch zupełnie różnych nastrojach.
  Rudowłosa patrzyła na drzwi za którymi zniknęli z wielką radością. Była zadowolona i oczarowana myślą, że wojny tych dwoje przerodziły się w uczucie.
  Zabini natomiast wciąż mrużył oczy. Coś mu w tym nie pasowało. Reakcja Miony? A może brak jakiejkolwiek wrażliwości? Jednak z drugiej strony Draco Malfoy, jakiego znał nigdy nie zgodziłby się udawać związku z mugolaczką. Taka już jego prymitywna natura.
  Drugi etap realizacji planu Blaise'a okazał się niepotrzebny... Zaraz, zaraz... Przecież ten sam krok może być potwierdzeniem, czy związek z brązowowłosą nie jest tylko kolejnym urojeniem blondyna, prawda? Jednak należy poczekać chwilę na wdrożenie go w życie. Tymczasem czarnowłosy Ślizgon będzie pilnym obserwatorem...

  Profesor McGonagall przemierzała szybkim krokiem gabinet dyrektora Hogwartu. Jej jedynej nie pasowało ostatnie postanowienie nauczycieli.
  - Ależ Albusie, to przecież jeszcze chłopak! Jest starszy od naszych siedmiorocznych tylko o trzy lata!
  Dumbledore siedział spokojnie w fotelu i uzupełniał jeden z wielu dokumentów.
  - Jest pełnoletni. - powiedział składając podpis. - I na dodatek ma wszystkie wymagane kwalifikacje. To prawdziwy geniusz w swojej dziedzinie.
  Minerwa wiedziała, że mowa o wieku nic nie zmieni, ponieważ dyrektor głęboko wierzył w młodych ludzi. Jednak bała się przyznać do swoich prawdziwych obaw. Mógłby ją wtedy uznać za paranoiczkę.
  Tłumacząc sobie, że nie ma wiele do stracenia, odezwała się:
  - Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł. Profesor Trelawney miała wizję nieszczęść w naszej szkole, wiążącą się z przybyciem kogoś nowego, kogo nie znamy. A o tym chłopcy nie wiemy nic!
  Dumbledore najwidoczniej nie był tym aż tak przejęty. Nie podniósł nawet wzroku znad sterty papierów.
  - Profesor Trelawney miewa ostatnio wiele niecodziennych wizji. Pielęgniarka skrzydła szpitalnego stwierdziła, że to przez zioła, które Sybilla zażywa na zapalenie dziąseł. - wytłumaczył, a widząc, że na twarzy kobiety wciąż malował się niepokój, dodał - Spokojnie, Minerwo. Znam rodziców tego chłopaka, to porządni czarodzieje.
  To na nic. Albus pozostał twardy jak głaz, a McGonagall nie była w stanie zmusić go do zmiany decyzji. Postanowiła, że po prostu będzie miała oko na nowego lokatora, który właśnie rozpakowywał walizki w Hogwarcie.

  W momencie, kiedy masywne drzwi Wielkiej Sali zamknęły się z trzaskiem, Draco spojrzał z wyrzutem na Hermionę.
  - Granger, to było beznadziejne. Następnym razem postaraj się bardziej.
  - Następnym razem nie nazywaj mnie kicią. - powiedziała Gryfonka zakładając ręce na klatce piersiowej.
  - Nie rozumiesz, że wszystko musi wyglądać realnie? - blondyn po raz kolejny zirytował się brakiem wyczucia sytuacji brązowowłosej. Nic do niej nie docierało. - Nie możesz po prostu stać sobie gdzieś z boku i wyglądać jakby cię ktoś spetryfikował!
  Hermiona przewróciła oczami.
  - Ty też wcale nie jesteś dobrym aktorem, Malfoy.
  - Nie mam zamiaru się kłócić o taką dziecinadę. Zapomnij na trochę o tej swojej całej "godności" i przyłóż się do zadania, Granger, jak przystało na siedmioroczną.
  Gryfonka otworzyła usta raz czy dwa w celu powiedzenia czegoś odpowiedniego, w końcu mruknęła tylko:
  - Mam nadzieję, że będzie to trwało naprawdę krótko.
  Następnie w ciszy, bez pożegnania odeszli w swoje strony.

  Ron spojrzał z niesmakiem na kieliszek whiskey, który trzymał właśnie w ręce. No masz, i jeszcze teraz zamienia się w Ślizgona! Karcąc głos w jego głowie, który kazał mu sięgnąć po trunek odłożył go na stolik. Tym głosem była oczywiście Pansy Parkinson. Powiedziała Gryfonowi, że to najlepszy sposób na pozbycie się problemów. Ale nie dodała nic o piciu w środku nocy przed tygodniem lekcyjnym...
  Rudowłosy pokładał całą nadzieję na odzyskanie Hermiony w jednym, na wpół zmyślonym liście. Wcześniej miał stuprocentową pewność, że plan się powiedzie, jednak w tamtym momencie nawiedziły go wątpliwości i nie dały zasnąć. Co, jeżeli faktycznie rodzice Malfoya zaakceptują związek z mugolaczką? Nie, raczej nie. Prędzej list zagubi się po drodze. Ale istniało też drugie ryzyko - co, jeśli nawet po rozstaniu Hermiona będzie coś czuła do blondyna?
  Ron nie wytrzymał i sięgnął z powrotem po końcówkę whiskey. Nic nie było pewne. Wszystko miało wyjaśnić się dopiero za tydzień, podczas meczu Slytherinu i Ravenclavu. Rudowłosy czuł, że nie będzie mógł tyle czekać i prędzej czy później jakoś interweniuje.
  Krzywiąc się pociągnął ostatni łyk i wrócił do pokoju. Oby tylko Harry nie zobaczył jego zniknięcia.

  Pytania - zdecydowanie najgorsza rzecz w związkach.
  Hermiona stała w lochach czekając na pierwszą lekcję, czyli eliksiry. Towarzyszyła jej Ginny, która wypytywała o wszystkie szczegóły związane z "uczuciem" do Draco. Na nieszczęście Ślizgon jeszcze nie zjawił się przed salą, więc brązowowłosa musiała wymyślać odpowiedzi sama. Niektóre z nich brzmiały po prostu "Tego nie mogę powiedzieć".
  To ze stresu, stwierdziła.
  - Herm, patrz, idzie twój mężczyzna, - rudowłosa wskazała dwie zbliżające się postaci. Jedną z nich był Zabini, drugą właśnie Draco. Obaj uśmiechnięci od ucha do ucha.
  - I jak, Mionka, lepiej się już czujesz? - zapytał czarnowłosy na wstępie.
  - Tak, już zdecydowanie lepiej. - odpowiedziała niezgodnie z prawdą. - Dzięki za troskę, Blaise.
  Blondyn podszedł bliżej i objął ją w talii, dokładnie tak jak wczoraj przy Ronie. Przeszedł przez nią lekki dreszcz i poczuła przyjemny zapach perfum. Najwidoczniej Ślizgon wziął do siebie ich ostatnią rozmowę i oskarżenie, że jest kiepskim aktorem.
  - Wyspałaś się, kiciu? - zapytał uśmiechając się do Hermiony. Ona również posłała mu wymuszony uśmiech, przysięgając w duchu, że oberwie za "kicię" i skinęła głową.
  - Jesteście przerozkoszni! - Blaise zaczął trzepotać rzęsami i cieszyć się jak małe dziecko.
  - Za to ty ani trochę. - powiedział Draco.
  Dopiero wtedy Gryfonka zauważyła, że gwar na korytarzu nieco ucichł, a twarze większości uczniów były skierowane w jej stronę. Zwłaszcza twarze dziewczyn. Pożałowała, że nie może stać się niewidzialna i z niecierpliwością zaczęła oczekiwać momentu, kiedy Snape otworzy salę.
  Jej modlitwy zostały natychmiast wysłuchane. Drzwi otwarto od środka i siedmioroczni powoli zaczęli wchodzić do pomieszczenia. Ginny zniknęła po oznajmieniu "Do zobaczenia na następnej przerwie, macie mi jeszcze tyle do wyjaśnienia!". Zdecydowanie za bardzo to wszystko przeżywała.
   Kiedy Hermiona zajęła swoje miejsce, spostrzegła, że kogoś brakuje w sali. Rozejrzała się. Krzesło Rona stało puste, ale czuła że nie o to chodzi. Brakowało nauczyciela. Gdzie się podział Snape?
  Głuchą ciszę przerwał dźwięk kroków poprzedzony skrzypieniem drzwi. Był to jednak zupełnie inny dźwięk, niż ten, słyszalny zawsze przed lekcją eliksirów.

 ----------------------------------------------------------------------------------
  Witajcie! :)
  Siódmy rozdział dodałam jak widzicie w terminie ;) Jest wstępem do następnych wydarzeń, na które mam mnóstwo pomysłów c; Następny rozdział pojawi się za tydzień
  Mam nadzieję, że ten Wam się podoba :)
  Korzystając z okazji serdecznie dziękuję wszystkim komentującym! Skutecznie motywujecie mnie do pracy ;)
 Pozdrawiam,
 Avalon.

poniedziałek, 5 maja 2014

Rozdział 6

  Ron trzasnął drzwiami dormitorium. Chociaż bal się nie skończył, on wolał wrócić do pokoju, bo czuł, że gdyby został dłużej w Wielkiej Sali, mógłby jeszcze kogoś zabić. Kogoś, a konkretnie jedną osobę.
  To dla tego durnia zostawiła go Hermiona? Dla tego pieprzonego arystokraty z tlenionym tyłkiem?! Rudy Gryfon widział ich spotkanie na korytarzu przed biblioteką i nie miał już co do tego wątpliwości.
  Pokazywali sobie jakieś kartki, które na pewno były listami miłosnymi. Na dodatek sposób, w jaki Malfoy patrzył na Mionę był jednoznaczny. W tym momencie wyobraźnia Rona działała wbrew jego woli na najwyższych obrotach.
  Opadł bezradnie na łóżko, próbując odpędzić się od okropnych wizji. Rudowłosy musiał zrobić coś w tej sytuacji. Plan z Tess nie wypalił, więc z nią jak najszybciej zerwie. I ukarze Malfoya za każde spojrzenie na Hermionę.
  Ale najpierw stwierdził, że powinien wziąć prysznic. Perfumy nie maskowały już tak dobrze zapachu potu i alkoholu.
  Ron wstał ociężale z łóżka i skierował się w stronę łazienki. Zaszedł zaledwie trzy kroki, kiedy zauważył nieznany przedmiot na komodzie. Był to mały ptak zrobiony z papieru. Ktoś go zaczarował, aby tu przyleciał. Dziwne.
  Gryfon wziął do ręki znalezisko i rozłożył je. Na jasnoróżowej karteczce był zapisany tekst:
  "Wiem, że wciąż lecisz na Granger. I na pewno boli Cię to, że znalazła sobie kogoś innego, bogatszego - Twojego wroga. Widziałam, jak wychodzili z Wielkiej Sali, trzymając w rękach jakieś listy. Ty też to widziałeś i jestem pewna, że również nie pasuje Ci ten ich pseudo-związek. Dlatego mam nadzieję, że pomożesz mi go zniszczyć. Wtedy Hermiona będzie tylko Twoja.
  Jeśli się zgadzasz - przyjdź jutro w południe do sowiarni."
  Brak podpisu.
  Ron sam nie wiedział, co miał o tym myśleć. Przeczytał tekst jeszcze raz. Jego spojrzenie zatrzymało się na jednym zdaniu.
  "Wtedy Hermiona będzie tylko Twoja."
  Wiedział już, co zrobi.

  Następnego dnia, kiedy Hermiona otwarła oczy, zegar wskazywał dziesiątą. Gryfonka natychmiast zeskoczyła z łóżka w świadomości, że przegapiła połowę lekcji. Dobiegła do szafy i przekopując ubrania, znalazła szatę uczniowską. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że dzień po balu od zawsze jest dniem wolnym. No tak.
  Ubrała się bez zbędnego pośpiechu i ruszyła w stronę biblioteki. Było to jedyne miejsce, w którym nikt jej w niczym nie przeszkadzał, pewnie dlatego, że niewielu lubiło zapach starych książek, kurzu i samej nauki.
  Idąc korytarzem jej myśli zwróciły się ku innemu tematowi, o którym jednak wolała zapomnieć. To tu wczoraj wieczorem otrzymała pierwszą propozycję pomocy od samego Dracona Malfoya, księcia Slytherinu i wielce arystokraty. Pierwszą propozycję... Czyli będą następne?
  Zastanawiała się również nad sprawą z Blaisem i Ginny. Przyjaciółce na pewno nie chodziło o upokorzenie ani zdenerwowanie Hermiony. Cokolwiek sobie myślała, chciała żeby wyszło jej to na dobre. Ale dlaczego akurat towarzyszył jej Zabini? I co chcieli osiągnąć przez wysłanie brązowowłosej i Malfoyowi tych dziwacznych karteczek?
  Wtedy czyjaś ręka złapała Hermionę za ramię.
  - Musimy pogadać.
  Zaskoczona Gryfonka odwróciła się w stronę znajomego chłopaka. Wolałaby jednak wcale z nim nie rozmawiać...

  Draco nie spał przez połowę nocy, starając się wymyślić plan zemsty na Zabinim i rudej. Miał już nawet w głowie wstępne szkice, ale wymagały one jeszcze trochę dopracowania. No i czegoś dla odwrócenia uwagi. Niestety, blondyn musiał przyznać, że Blaise jest dość inteligentny, albo inaczej, po prostu nie jest głupi. I na pewno nie zatrzyma się na tej akcji z liścikami, tylko będzie działał dalej, dopóki nie osiągnie celu. Pytanie brzmiało: jakiego? Draco siedział w swoim dormitorium i próbował odpowiedzieć.
  Nagle go olśniło.
  Przypomniał sobie swoją rozmowę z Zabinim sprzed kilku dni. Wtedy czarnowłosy powiedział: "Dobra, jak nie chcesz podać im, a w szczególności Hermionie dłoni na zgodę to ja zrobię to za ciebie". I wszystko jasne.
  Blondyn zerwał się z miejsca. Żeby przechytrzyć Blaisa będzie potrzebował pomocy pewnej osoby. I szczerze powiedziawszy wolałby zostać potrąconym przez stado centaurów niż pokazać się z nią publicznie.
  Wyszedł z dormitorium i zaczął zastanawiać się, gdzie może ją znaleźć. Nie minęło wiele czasu, kiedy skierował się w stronę biblioteki.

  - Co się znowu stało, Ron? - zapytała Hermiona patrząc na rudzielca. Ten zmieszał się lekko słysząc ton głosu Gryfonki.
  - Ja tylko... chciałem cię przeprosić, Miona. Za całą akcję z Teresą.To było po prostu dziecinne.
  Brązowowłosa otworzyła szeroko oczy. Czyżby Ronald Weasley w końcu zrozumiał, na czym polegała jego głupota? I to bez jej pomocy? Jego wyraz twarzy wskazywał na to, że mówił prawdę. Na Merlina, cuda się jednak zdarzają!
  - W końcu wydoroślałeś. - Hermiona uśmiechnęła się. - Ale to nie mnie powinieneś teraz przepraszać, tylko Tess.
  - Chciałem po prostu upewnić się, czy ty nie masz do mnie pretensji. - Ron spojrzał na nią pytająco. Za co niby miałaby mieć do niego pretensje? - No bo wiesz... Właściwie to przez mój związek z Tess wpadłaś w taką małą jakby depresję i zaczęłaś się spotykać z... tym, którego imię nie przejdzie mi przez gardło. Ale ja widzę że cierpisz, więc jestem gotów dać ci drugą szansę.
  Na dowód swoich słów stanął w pozie godnej prawdziwego bohatera.
  Gryfonka uniosła brew i zaczęła zastanawiać się jak bardzo mocne proszki rudowłosy wziął wczoraj na balu.
  - Co ty bredzisz, Ron? Dlaczego niby miałabym spotykać się z Voldemortem?
  Weasley wydał z siebie odgłos podobny do śmiechu, ale z wyraźną nutą zażenowania.
  - Jesteś bardzo zabawna, Miona. To jedna z tych cech, które w tobie uwielbiam. - złapał ją za ręce, jednak od razu wyrwała się z uścisku i odsunęła od niego.
  - Ronald, ja... Nie chcę już do tego wracać. Myślałam, że zakończyliśmy nasz związek raz na zawsze. Przecież sam stwierdziłeś, że tak będzie lepiej. - powiedziała.
  Twarz Gryfona momentalnie spochmurniała.
  - Czyli jednak udało mu się cię uwieść? - zapytał podnosząc głos.
  - Ron, pokonaliśmy Voldemorta wieki temu, poza tym...
  - Ja nie mówię o Voldemorcie! - krzyknął Weasley. Jego policzki przybrały kolor włosów, a usta zacisnęły się w błagalnym grymasie. - Chodzi mi o tego cholernego tumana, zakałę Hogwartu, o pieprzonego arystokratę, który nie powinien już żyć!
  Inne osoby znajdujące się na korytarzu patrzyły zdezorientowane w stronę rudzielca i Hermiony. Niektórzy coś między sobą szeptali, inni najzwyczajniej się gapili. Na szczęście nie było wśród nich żadnego nauczyciela, bo chłopak mógłby mieć wtedy spore kłopoty.
  - Ron, jak możesz myśleć, że dałabym się uwieść Malfoyowi?! - Gryfonkę oburzyły jego oskarżenia. Nigdy wcześniej nie wygadywał takich głupstw! Ona i Ślizgon? Jeszcze czego!
  - Będziesz teraz zaprzeczać, tak? Wiem co widziałem! Wczoraj wieczorem spotkałaś się z tym tlenionym szczurem dokładnie w tym miejscu! - wskazał na posadzkę, ale widząc reakcję Hermiony, od razu pożałował swoich słów. Wzrok dziewczyny wyrażał wściekłość i głębokie rozczarowanie.
  - Śledzisz mnie?! - założyła ręce na klatce piersiowej. Chciała zrobić mu wykład o konsekwencjach naruszania wolności osobistej, ale zrezygnowała widząc, że wciąż patrzą na nich inni uczniowie. - Mam tego dość. Idę i nawet nie próbuj mnie szukać.
  Gryfonka odwróciła się plecami do Rona. On dotarł do granic wytrzymałości.
  - Idź, biegnij do tego swojego brudnego śmierciożercy! Tylko nie przychodź do mnie z płaczem, kiedy już zrobi swoje i rzuci cię jak każdą inną!
  Przegiął.
  Pod wpływem tych słów, brązowowłosa zatrzymała się i spojrzała na niego nie kryjąc urazy. Gdzie się podział ten zabawny, uroczy chłopak, w którym była kiedyś zakochana? Teraz stała przed nią tylko jakaś jego marna karykatura.
  - Jak ci nie wstyd, Ron? - zwróciła się do niego kładąc dłonie na biodrach. Przez chwilę po prostu patrzyła na Gryfona oczekując odpowiedzi. On jednak tylko gapił się ze zdziwieniem, a może nawet swojego rodzaju ogłupieniem w punkt położony za jej plecami.
  Nagle Hermiona poczuła czyjąś dłoń delikatnie łapiącą ją w talii. Już ktoś kiedyś ją tak trzymał. Kiedy? Poprzedniego dnia. Kto?
  - Malfoy. - powiedziała brązowowłosa trafiając na pewny siebie wzrok blondyna. Było to jedyne słowo, które przyszło jej wtedy na myśl.
  - Właśnie tak się nazywam. - Draco wyszczerzył się w uśmiechu. - Przemyślałem twoją propozycję, Granger. I wiesz co? Masz rację, nie możemy cały czas ukrywać naszego związku. Chodź, pójdziemy gdzieś o tym pogadać.
  Stojący przed nimi Ron sapnął ciężko. Był okropnie czerwony. Malfoy jednak ignorował go w najlepsze prowadząc zdezorientowaną Gryfonkę do biblioteki.

  Kiedy tylko przekroczyli próg pomieszczenia, Draco puścił Hermionę i z przyzwyczajenia wytarł dłoń o kawałek ciemnozielonej bluzy.
  - Odbiło ci?! - krzyknęła Gryfonka. To był dobry znak, w końcu doszła do siebie po przegrzaniu systemu operacyjnego. Blondyn nawet spodziewał się po niej takiej reakcji. Cała ona - zero wyczucia sytuacji i jakiegokolwiek rozeznania.
  - Jesteś w bibliotece, Granger. Tu się nie krzyczy. - pouczył ją z triumfalnym uśmiechem, który był jak najbardziej uzasadniony. - I nie. Wcale mi nie odbiło, a nawet przeciwnie. To, na co właśnie wpadłem jest czystym geniuszem.
  - Wątpię. - burknęła Hermiona. - Możesz mi przynajmniej wytłumaczyć, jakie masz korzyści z tego, co odwaliłeś na korytarzu?
  Draco zaśmiał się krótko.
  - Mam satysfakcję. Następnym razem, kiedy rudy osioł ośmieli się nazwać mnie "brudnym śmierciożercą", dostanie w pysk. Poza tym, wpadłem na pomysł, jak pokazać Zabiniemu, że nie jestem taki głupi, za jakiego mnie uważa. A ty mi w tym pomożesz, Granger. Będziesz wesoło udawać, że jesteśmy razem.
  Gryfonka posłała mu spojrzenie pełne oburzenia. Głupia, pomyślał blondyn. Inne dziewczyny marzą o takiej propozycji.
  - Nigdy w życiu, Malfoy! - znowu krzyknęła zapominając, gdzie aktualnie się znajduje.
  - Nie masz wyjścia. - powiedział Draco opanowanym głosem. Ostatnie czego chciał w tej chwili to awantura w bibliotece. - W końcu uratowałem ci życie.
  Policzki Hermiony stały się czerwone od irytacji a dłonie zacisnęły w pięści.
  - To jest szantaż. - powiedziała.
  - Zaczynamy dzisiaj wieczorem w Wielkiej Sali. - oznajmił Ślizgon jakby nigdy nic. Następnie odwrócił się w stronę drzwi, a po chwili dodał: - Pamiętaj tylko, żeby przyprowadzić ze sobą siostrę Weasleya. Ona też jest w to zamieszana.
  I wyszedł na korytarz zostawiając za sobą zmieszaną Gryfonkę.

  Ron spojrzał w dół, na swoje ręce. Były teraz zaciśnięte w drżące pięści, gotowe żeby w każdym momencie chwycić różdżkę i wyzwać Ślizgona na pojedynek zaklęć. Skarcił sam siebie za to, że wcześniej o tym nie pomyślał. Ale po prostu był zbyt wytrącony z równowagi, żeby mógł o czymkolwiek myśleć. Został bezczelnie upokorzony przed całym Hogwartem, i właściwie czekał tylko na to, kiedy zaczną się rozchadzać plotki dotyczące tej sytuacji.
  Wyrywając się z rozmyślań Gryfon zauważył, że nadal stoi przed biblioteką. Mało tego, niektórzy uczniowie wciąż patrzyli na niego wymieniając szeptem jakieś uwagi. Rzucił im chłodne spojrzenie i ruszył w przeciwną stronę, na dziedziniec, zabierając ze sobą resztę godności, jaka mu została. Kiedy podniósł głowę, jego wzrok trafił na duży zegar słoneczny wbudowany w ścianę. Wskazywał jedenastą czterdzieści osiem.    Z Hermioną po dobroci nie zadziałało, teraz nadszedł czas na drastyczniejsze środki. Jak najszybciej skierował się w stronę sowiarni.
  Gdy otworzył drzwi budynku, poczuł delikatny powiew zimna. Mało kto chciałby spotykać się w takich warunkach. No chyba że osoba, która ma je na co dzień, mieszkająca w lochach... Czyli Ślizgon.
  - Na górze. - dobiegł go dziewczęcy głos z poddasza wieży. Ron posłusznie wspiął się po schodach i zamarł, kiedy zobaczył oczekiwaną postać. Pansy Parkinson. Rozczarował go ten widok, wolałby pracować z kimś mniej... ze Slytherinu. Odrzucił jednak całą urazę na bok, miał przecież poważniejszy problem do rozwiązania.
  - Po co mnie tu przysłałaś? - zapytał zachowując kilku metrowy dystans.
  - Przecież wiesz. Muszę mieć kogoś do pomocy w rozbijaniu związku Dracona i Granger. Nikt inny nie chce się do tego mieszać, zostałeś tylko ty. - oznajmiła spokojnym tonem.
  Gryfon przez chwilę analizował sytuację i rozważał, czy na pewno może jej zaufać. Ostatecznie stwierdził że i tak nie ma nic do stracenia. Przecież Hermionę już stracił.
  - A w ogóle masz jakiś pomysł, jak to zrobimy? - podszedł kilka kroków do przodu.
  - Jasne.
  - Więc?
  - Czego Draco boi się najbardziej? Ale jednocześnie co jest dla niego największą wartością?
  Ron zastanawiał się nad tymi pytaniami przez chwilę.
  - Pieniądze? Żel do włosów? Nie wiem, Parkinson. - zirytował się. Ślizgonka przewróciła oczami.
  - Nie, tumanie. Rodzina. Dracon najbardziej boi się swojego ojca. I tak się pięknie złożyło, że pan Malfoy czuje czystą odrazę do wszelkiego rodzaju mugoli i szlam. - Pansy uśmiechnęła się dumnie, a Gryfon po raz pierwszy poczuł, że ich współpraca może mieć jakieś efekty. Ślizgonka wiedziała praktycznie wszystko o blondynie, przecież kiedyś byli razem. Podobnie z resztą jak Hermiona i Weasley.
  - I co? Uprowadzimy Lucjusza Malfoya, żeby mógł zobaczyć, co wyprawia jego synalek? Parkinson, mów ściślej.
  - Po prostu do niego napiszemy. Będzie miał wtedy wybór, albo zignorować list, albo zrobić Draconowi wykład przy najbliższej możliwej okazji, czyli na meczu quidditcha za tydzień.
  To się może udać, pomyślał Ron. Poprawka - to się musi udać.
  Już miał przed oczami widok wściekłej twarzy ojca Malfoya, mówiącego o dumie rodowej i tradycji. Gryfon uśmiechnął się do siebie i pełen zapału pomógł Parkinson napisać treść listu. Stwierdzili, że osiągną jeszcze lepszy efekt, jeżeli troszeczkę ukoloryzują rzeczywistość.

-------------------------------------------------------------------------------------
  Hej! :)
  Najmocniej Was przepraszam za to kilkudniowe opóźnienie. Przez ostatnie dwa tygodnie miałam prawdziwe urwanie głowy i mało czasu wolnego, praktycznie cały czas byłam poza domem. Ale teraz skończył się okres zaplanowanych wyjazdów, przynajmniej na ten miesiąc. Mam nadzieję że wybaczycie mi ten jednorazowy wyskok :(
  Co do treści w tym rozdziale - może budzić ona pewne kontrowersje, ale wszystkie myśli kierujące Draco i Hermioną wyjaśnię w następnym, bo mam je dokładnie przemyślane :) Opowiadanie musi się toczyć dalej i potrzebowało ono czegoś dla rozruszania, dodam też jakieś wątki pośrednie i zgodnie z sugestią Ellie będzie wątek tajemnicy ;)
  Ja sama nie wiem, czy jestem zadowolona z tego rozdziału. Ale trudno, wena przychodzi kiedy chce ;)
  Na zakończenie chciałabym Wam jeszcze napisać, że szanuję Wasze zdanie i każdy komentarz i staram się jakoś zawrzeć w blogu coś, co będzie pasowało każdemu, dlatego śmiało piszcie swoje propozycje dotyczące tego opowiadania c;
  Pozdrawiam, Avalon.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 5

 Na pewno nie dała się uwieźć dziwnemu liścikowi znalezionemu w winie. Na pewno nie stała teraz na środku korytarza przed biblioteką. I na pewno nie czekała na tajemniczego nadawcę karteczki. Gdyby tak było, nie nazywałaby się Hermioną Granger.
  Ale choćby bardzo chciała, nie potrafiła się okłamywać. Zaczęła więc tłumaczyć, że kawałek papieru był tylko wymówką. Naprawdę uciekła z Wielkiej Sali bo była tym wszystkim zmęczona. Chłopcy, którzy wcześniej nawet by do niej nie podeszli, w ten wieczór nie dawali jej zejść z parkietu, musiała patrzeć jak Harry i Ron otwarcie flirtują z innymi ( na oczach zdegustowanej Ginny ) i na dodatek znosić kłujące spojrzenie Malfoya. A propozycja sprawdzenia kim jest jej tajemniczy wielbiciel była po prostu nie do odrzucenia.
  Teraz miała za swoje. Pewnie dała się nabrać na jakiś debilny dowcip. Na Godryka, jaka była naiwna! Trudno, musi wrócić na bal, żeby zachować resztki godności.
  Gryfonka rozejrzała się wokół i tracąc ostatnie nadzieje ruszyła przed siebie. Szła dość szybko, zastanawiając się przy tym kto byłby zdolny do zrobienia jej takiego okropnego kawału.
  Nagle uderzyła w czyjś twardy tors i odbiła się od niego ledwie łapiąc równowagę. Miała zamglone oczy, ale nie nos ( o ile tylko nos może być zamglony ). Od razu wyczuła ten sam zapach drogich perfum, jakimi pachniała zmięta w jej dłoni karteczka.
  - Granger, sieroto, uważaj jak chodzisz. - Blondyn mierzył w Hermionę takim samym wzrokiem, co w Wielkiej Sali. Ona jednak patrzyła na niego ze zdumieniem. Liścik na pewno nie mógł być od niego. Najwidoczniej tylko zdawało jej się, że Ślizgon używa podobnych perfum. Zresztą przecież to Malfoy, jej największy wróg.- Chwila... co tam trzymasz?
  Wskazał na jej zaciśniętą pięść, z której wystawał kawałek białego papieru. Szybko schowała ją za plecy.
  - To nie twoja sprawa. - powiedziała i zrobiła kilka kroków przed siebie. Chciała być już w Wielkiej Sali, daleko od Ślizgona, jednak nie pozwoliła na to dłoń, która nagle zacisnęła się na jej ramieniu.
  - Pokaż mi tą kartkę, Granger. Padłaś ofiarą żartu, a ja mogę rozpoznać czyjego. - odwróciła się w stronę blondyna i wyrwała rękę z uścisku.
  - Najpierw powiedz mi, jaki masz w tym interes.
  Draco sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej taki sam kawałek papieru. Jeżeli wcześniej Hermiona była tylko zaskoczona, teraz już całkiem zgłupiała. Bez słowa podała blondynowi swoją karteczkę.
  Co tu jest grane?
  - Cholera... - mruknął. - To pismo Zabiniego. Co za palant...
  - Skoro Blaise napisał list do mnie, od kogo jest twój? - zapytała Hermiona zirytowanym głosem. Nie miała pojęcia dlaczego czarnowłosy Ślizgon zrobił coś takiego. Draco wyglądał na równie zdenerwowanego, ale podał Gryfonce swoją kartkę.
  - Nie wierzę... - powiedziała brązowowłosa, dodając po chwili: - Dorwę cię, Ginewro Weasley.
  - Nikogo nie dorwiesz, Granger. Najlepiej nie rób nic. Znam Zabiniego i wiem co chciał osiągnąć. Po prostu wejdziesz do sali i będziesz udawać, że nic się nie stało.
  Hermionę oburzyły słowa blondyna. Nikt nie miał prawa jej rozkazywać, a w szczególności on! Wyprostowała się dumnie i założyła ręce na piersi.
  - Zrobię, co zechcę, Malfoy. Nie będziesz mi wydawał poleceń.
  Szczerze, spodziewała się po Ślizgonie wszystkiego: parsknięcia śmiechem, obraźliwego komentarza albo nawet zwykłej ignorancji. Jednak on tylko zacisnął usta i powiedział:
  - Dobrze. - Hermiona wrosła w podłogę, a jej oczy osiągnęły wielkość magicznie modyfikowanych pomidorów Hagrida. Czy Malfoy powiedział to, co jej się zdawało, że powiedział? - Ale jeśli coś takiego jak to się powtórzy - tu wskazał na karteczkę - miej pretensje tylko do siebie i swojego pierwotnego rozumu.
  Rzucił jej ostatnie ze swoich pogardliwych spojrzeń i odszedł w kierunku Wielkiej Sali. Hermiona patrzyła przez jakiś czas na wnękę, za którą zniknął. Analizowała jego wypowiedzi słowo w słowo, starając się znaleźć w nich ukrytą ironię, ale nic z tego.
  Wyglądało na to, że blondyn w swój specyficzny, obraźliwy sposób próbował jej pomóc...
 
  Za każdym razem, gdy Blaise patrzył czy Draco i Mionka już wrócili trzymając się za ręce i szepcząc sobie słodkie słówka ( typu "mój ty kochany tleniony robaczku" albo "moja brązowowłosa kaczuszko" ), jego wzrok skupiał się na zmartwionej Ginny. Siedziała w kącie przy stole Gryffindoru i wbijała łyżeczkę w kawałek tortu wiśniowego, tymczasem wybraniec, który miał czelność nazywać się jej chłopakiem świetnie się bawił w towarzystwie kilku pustych małolat. Żadna dziewczyna nie zasługiwała na takie traktowanie, jakim była karmiona rudowłosa.
  Mimo, że z Zabinim znali się dopiero od niedawna, uważał ją za całkiem spoko babkę. Dlatego też nie potrzebował wiele czasu na podjęcie decyzji co teraz należy zrobić. Wstał ze swojego miejsca i podszedł do stołu Gryfonów.
  - Zatańczysz, wiewiórko? - zapytał wyciągając dłoń w jej stronę i kłaniając się jak przystało na każdego księcia z bajki ( a przecież Balaise był prawdziwym księciem ).
  Ginny podniosła wzrok znad talerza, delikatnie się czerwieniąc i po chwili zastanowienia podała Zabiniemu rękę.
 
  Gryfonka musiała przyznać, że Zabini był świetnym tancerzem. Na dodatek doprowadzał ją do śmiechu swoim rozbrajającym poczuciem humoru. Niemal zapomniała o Harrym, który dopiero teraz skupił na niej wzrok. Niestety, nie było to najprzyjemniejsze spojrzenie.
  Mijały minuty i kolejne utwory, utrzymane w wesołej i szybkiej rytmice.
  Wtedy orkiestra zaczęła grać coś wolniejszego. Wszystkie pary na parkiecie przytuliły się do siebie, a rudowłosa spłonęła rumieńcem. Nie miała pojęcia, czy się wycofać w kąt, czy przybliżyć do Blaise'a. Ten jakby nigdy nic podał jej rękę. Ustawili się, wciąż zachowując bezpieczny zdaniem Ginny dystans.
  Powinna teraz tańczyć z Harrym, ale z jakiegoś powodu nie chciała. To zapewne dlatego, że ignorował ją przez połowę balu, tłumacząc „te dziewczyny są ciekawe, jak wyglądała ostateczna bitwa, nie mogę ich tak po prostu zostawić”. Jasne, Harry, a mnie możesz, tak? - myślała.
  Wcześniej Zabini bardzo dużo mówił, jednak teraz nawet jemu udzieliła się niezręczność sytuacji.
  - Nie widzę nigdzie Hermiony ani Draco. - powiedziała w końcu Gryfonka przerywając ciszę.
  - Pewnie są teraz w czyimś dormitorium i ustalają jak nazwą swoje dzieci. - odpowiedział Blaise, jak zwykle żartobliwie.
  - A tak właściwie, naprawdę myślisz że wystarczy im jeden wieczór, żeby się pogodzić?
  - Albo się pogodzą, albo pozabijają. - Ginny spojrzała na niego szeroko otwierając oczy. - Nie martw się, mam wszystko pod kontrolą. Po jednym spotkaniu ten tleniony głupek nie poda Mionce dłoni na zgodę, ale możliwe, że razem dowiedzą się, kto wysłał ich aż pod bibliotekę. I byłbym dumny, gdyby teraz planowali zemstę.
  - Blaise, obiecałeś że nie oberwę żadnym zaklęciem niewybaczalnym! - oburzyła się Gryfonka.
  - Hermiona byłaby zdolna do czegoś takiego? A już myślałem, że to Draco będzie tym „złym” rodzicem. - Zabini roześmiał się, po czym dołączyła do niego również Ginny. Mieszanka blondyna i brązowowłosej, to na pewno będzie ciekawe połączenie. I groźne dla społeczeństwa, nie ma co.
   Dyskutowali w ten sposób do czasu, kiedy rudowłosa usłyszała głośne chrząknięcie zza pleców. Stał za nią Harry z nieciekawą miną.
  - Teraz moja kolej. - oznajmił wbijając wzrok w Blaise'a. Ten posłał mu tak samo chłodne spojrzenie i już zamierzał coś odpowiedzieć, kiedy zobaczył Draco wchodzącego głównymi drzwiami. W ostatniej chwili zrezygnował z rzucenia jakimś obraźliwym tekstem, o czym sugerowała jego mina. Posłusznie oddalił się od Gryfonki i odszedł w stronę blondyna.
  Ginny wypierała z głowy myśl, że była to scena czystej zazdrości. No bo czego Harry mógł zazdrościć, przecież Zabini był tylko jej dobrym kolegą.

  Draco usiadł przy stole i zamierzał przesiedzieć tu resztę wieczoru, ponieważ poziom jego zdenerwowania był niebezpiecznie wysoki. Nie zauważył Blaise'a, zajmującego miejsce obok.
 Wszystkie jego myśli krążyły wokół pewnej irytującej Gryfonki i... głupoty samego siebie.
  Mógł rzucić Granger jakiś obraźliwy komentarz, ominąć ją i odejść. Powinien to zrobić, ale nie. On najzwyczajniej w świecie zaczął sobie z nią gawędzić. Jakby tego było mało, powiedział coś, co mogło brzmieć jak oferowanie pomocy!
  Była jednak rzecz, która denerwowała blondyna jeszcze bardziej. Gryfonka w bezczelny sposób odrzuciła jego ofertę!
  Sam nie wiedział, dlaczego cały czas o tym myśli. Pewnie alkohol namieszał mu w głowie, chociaż wcale nie wypił aż tak dużo.
  - Co tak nagle zniknąłeś, Kopciuszku? Przecież nie ma jeszcze północy. - Zabini wyrwał go z czeluści własnego umysłu. No tak, Draco musiał się jeszcze rozprawić z czarnowłosym... Ale nie teraz. Zrobi to po Ślizgońsku, z zaskoczenia. Zemsta musi być dopracowana.
  - Wino trochę mi zaszkodziło. - odpowiedział blondyn.
  - Trochę? Stary, wiesz ile cię nie było? Zupełnie jakbyś przeszedł pół Hogwartu! - Blaise był zdecydowanie za dobrym aktorem. Zachowywał się jakby nie wiedział o czym mówi.
  - Może więcej niż "trochę". - powiedział Draco, a po chwili dodał: - Zabini, nie chcesz chyba dyskutować o moich potrzebach fizjologicznych, prawda?
  Czarnowłosy roześmiał się.
  - No dobra, zmieńmy temat.
  Pozostawała jeszcze jedna sprawa. Blondyn powiedział Granger, że wie, co jego przyjaciel chciał osiągnąć. W rzeczywistości jednak nie miał o tym zielonego pojęcia.
  Nagle ktoś dotknął jego ramienia.
  - Panie Malfoy, proszę wstać i dołączyć do pozostałych tańczących. - rozkazała McGonagall. Była organizatorką balu, więc chciała żeby wszystko szło po jej myśli.
  Draco spojrzał na nią z zażenowaniem.
  - Czy to konieczne?
  - Jak najbardziej. Jest pan prefektem naczelnym, wypada więc chociaż raz pojawić się na parkiecie. - ucięła i ruszyła znęcać się psychicznie nad innymi uczniami.
  Blondyn westchnął ciężko i wstał z miejsca. Trudno, to tylko jeden taniec.

  Hermiona weszła do sali jak najszybciej, aby uniknąć niepotrzebnych spojrzeń, które jednak ją napotkały. Od razu po zajęciu miejsca przy stole otrzymała propozycję tańca od pewnego Puchona. Zgodziła się, aby przestać myśleć o kilku rzeczach, które ją dosłownie prześladowały.
  Delikatnie się rozpromieniła, kiedy zobaczyła, że pary przygotowują się do wykonania Walca Wiosennego. Był to jej ulubiony taniec, wesoły i polegający na zmienianiu partnera co jakiś czas. Wraz z Augustem ( bo tak przedstawił się nieznajomy Puchon ) ustawili się w długim szeregu i ruszyli razem z nim gdy zaczęła grać muzyka.
  Gryfonka uśmiechała się szeroko do każdego nowego towarzyszącego. Niektórzy deptali po jej stopach, inni co chwilę przez coś przepadali, ale nie zabrakło też takich, którzy ruszali się całkiem dobrze.
  Kiedy orkiestra kończyła grać jedną z ostatnich sekwencji, Hermiona ukłoniła się przed kolejnym partnerem, podniosła głowę i... mało brakowało, a straciłaby przytomność.
  Draco wyglądał na tak samo zaskoczonego i podobnie jak ona nie wiedział co zrobić w takiej sytuacji. Brązowowłosa stwierdziła, że zatrzymują cały taniec. Musiała na ten moment wyzbyć się wszystkich uprzedzeń do Ślizgona, bo inaczej McGonagall z pewnością odbierze jej punkty.
  Westchnęła i unikając spojrzenia blondyna, podała mu rękę, którą po chwili złapał, wyraźnie pokazując, że robi to od niechcenia.
  - Tylko dlatego, że muszę, Granger. - burknął.
  - I wzajemnie, Malfoy.
  Ruszyli za szeregiem par, zataczając powolne koła. Hermiona była bliska zwrócenia tortu wiśniowego na posadzkę, ale zmuszała się do stawiania kolejnych kroków. Szło jej bardzo dobrze i niestety Draco wcale nie był od niej gorszy.
  Czas, podczas którego musiała tańczyć ze Ślizgonem okropnie się dłużył. Kiedy nareszcie utwór dobiegł ku końcowi, oderwała się od blondyna i niemal pobiegła w stronę stołu Gryfonów.
  Siadając w kącie odruchowo dotknęła miejsca, w którym ją trzymał. Wzdrygnęła się, bo czuła, jakby jeszcze to robił.
 
--------------------------------------------------------------------
Hej!
  Po pierwsze - BARDZO zaskoczyliście mnie ostatnimi komentarzami! :) Przez nie cały czas nie potrafiłam zdjąć uśmiechu z twarzy. Dziękuję!
  Bardzo się starałam, pisząc ten rozdział. Czy mi wyszedł? Sami oceńcie ;)
  Chciałabym Wam jeszcze pokazać, wiadomość, którą otrzymałam kiedy ostatnio grałam w Simsy :)))















Fajna, prawda?
Avalon.

wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 4

  - Jeżeli nie przestaniesz się ruszać, skończysz ze wsuwkami wbitymi w czaszkę. - ostrzegła Ginny poprawiając fryzurę Hermiony. Po skończonej pracy spojrzała na swoje dzieło lekko przechylając głowę.
  - Wyglądasz jak dziewiąty cud świata. - stwierdziła. Brązowowłosa, która nie była przyzwyczajona do takich komplementów ( Ron nie potrafił się wysilić nawet na zwykłe "ładnie" ) uśmiechnęła się i pouczyła przyjaciółkę:
  - Mugole mają tylko siedem cudów świata, Ginny.
  - Wiem. Ale ósmym jestem ja. - ruda roześmiała się. Miała rację, obie Gryfonki wyglądały pięknie.
  Hermiona ubrała długą, rozkloszowaną, czerwoną sukienkę. Dwa kosmyki włosów spięła z tyłu głowy, a resztę zamieniła w rozpuszczone loki. Wszystko dopełniła wieczorowym makijażem, idealnie pasującym do stroju. Efekt przeszedł jej najśmielsze oczekiwania, co przyznała patrząc w lustro.
  Ginny wyglądała niemal równie zjawiskowo. Miała beżową sukienkę, wysokiego, zdobionego koka i delikatny makijaż. O Merlinie, niech już zobaczy ją Harry, prosiła w duchu nie mogąc doczekać się balu. Czuła, że ten wieczór będzie wyjątkowy.

  Blaise wpadł do dormitorium Dracona w świetnym nastroju. Jeszcze niczego nie wypił, a już był pobudzony jak po kilku piwach karmelowych. Tak jak się spodziewał, zastał blondyna poprawiającego muszkę przed lustrem.
  - To jak, Królewno, gotowa na bal? - zapytał, klaszcząc w dłonie.
  - Uspokój się. Nie jestem teraz w nastroju na żarty. - odburknął blondyn.
  - Stary, znowu spadłeś z miotły? Mówisz jak Snape.
  - To wszystko przez Parkinson. Tym razem nasłała swoje niewolnice, żeby sprawdziły co zakładam. Chciała przyjść ubrana podobnie, bo wszyscy myśleliby że znowu jesteśmy razem...
  Blaise oparł się o fotel i spojrzał na przyjaciela z politowaniem.
  - Musisz przyznać że przeszła samą siebie. - stwierdził. Na te słowa Draco zirytował się jeszcze bardziej.
  - Ona już chyba nigdy nie da mi spokoju! Merlinie, nie znam bardziej irytującej dziewczyny...
  - Naprawdę? A Hermiona? - zapytał szatyn maskując uśmiech. Blondyn patrzył na niego przez chwilę wyraźnie zmieszany. W końcu odpowiedział:
  - Dobrze wiesz, Zabini, że Granger nie kwalifikuje się nawet do ludzi, a co dopiero do dziewczyn. Jest po prostu szlamą.
  - A ty jesteś po prostu głupi. - powiedział Blaise zachowując swój wesoły wyraz twarzy. Draco spojrzał na niego z wyrzutem w oczach. Jednak tego dnia nic, nawet wściekły wzrok przyjaciela, nie powstrzyma Zabiniego od wypełnienia swojej misji.
  W tym momencie był tylko ciekaw tego, jak będzie wyglądać Miona. Ginny obiecała przecież, że postara się przemienić ją w słońce Hogwartu...

  1 dzień temu:
  (...) Wtedy zobaczył pod ścianą rudą siostrę Weasleya, która rozmawiała ze szkolną dziwaczką, Luną Lovegood. Doskonale. Podszedł do nich. Kości zostały rzucone. Czas na pierwszy etap realizacji planu.
  - No cześć, siostry Gryfonki! - przywitał je z jak największym entuzjazmem w głosie. Blondynka zaczęła się rozglądać, chcąc sprawdzić do kogo mówił Ślizgon. Kiedy zdała sobie sprawę z tego, że zwrócił się on do niej i jej przyjaciółki, odpowiedziała:
  - Witaj, Blaise.
  - Mam pewną sprawę... Do Ginny. - spojrzał na rudowłosą, która widocznie nie miała zielonego pojęcia co mu odpowiedzieć.
  - Jasne, już was zostawiam. - Luna zniknęła za ścianą korytarza.
  Teraz albo nigdy. No dawaj.
  - Chciałem tylko powiedzieć przepraszam. W imieniu moim i Draco. Za wszystko co zrobiliśmy... no wiesz kiedy. - Blaise wydusił z siebie w końcu, to co miał zamiar wyznać już dawno temu. I był zadowolony. Jednak Ginny najwyraźniej nie załapała dlaczego. Po prostu patrzyła na Ślizgona w taki sposób, jakby spodziewała się, że zaraz wybuchnie przed nią śmiechem i krzyknie: "Żartowałem ruda kreaturo!" Ale nie. Nic się takiego nie stało.
  - To miło z twojej strony... - zaczęła. - Widzę, że nie kłamiesz, ale nie sądzę, żeby Malfoy był zadowolony z tego co zrobiłeś w jego imieniu.
  - Dlatego to będzie nasza słodka tajemnica. - mrugnął do Gryfonki, która desperacko walczyła z rumieńcem wkradającym się na jej twarz. Zabini wiedział jak działa na dziewczyny Postanowił więc użyć trochę uroku osobistego w rozmowie z rudą. - Ale masz rację, Draco to skończony idiota. Chciałbym żeby w końcu pogodził się z wami, a zwłaszcza z Hermioną. Mam nawet pomysł jak do tego doprowadzić, ale będzie mi potrzebna pomoc. - popatrzył na Ginny spojrzeniem słodkiego kociaka. Ha! Nikt mu się teraz nie oprze.
  - No nie wiem Blaise... Mogę za takie spiski oberwać od Herm Cruciatusem... - chwila, chwila... Czy Ślizgon się czasem nie przesłyszał? Zdawało mu się, że słyszy wątpliwości w głosie Gryfonki. To w ogóle możliwe?
  - Niczym nie oberwiesz, obiecuję. W razie czego wezmę wszystko na siebie. Chcę po prostu pomóc w znalezieniu nici porozumienia pomiędzy naszymi przyjaciółmi, a to chyba nic złego, prawda?
  - No już dobrze. - powiedziała Ginny po chwili namysłu. - Ja też chciałabym żeby się pogodzili.
  Pogodzą się, i to jak... Oczy Zabiniego zaświeciły jeszcze jaśniej. Wszystko szło zgodnie z planem.
  - Świetnie! Mam dla ciebie jeszcze jedną informację. - powiedział, a zaraz potem dodał: - Sprawdzoną...

  Pansy Parkinson siedziała w swoim pokoju smarkając w poduszkę. Jak on mógł się tak zachować?! Wywalił z trzaskiem jej przyjaciółki po czym przekazał im że "Nigdy, PRZENIGDY do niej nie wróci". Bezczelny typ!
  Ale jaki przystojny... Stop, Pansy opanuj się! Musisz przestać myśleć o nim w taki sposób. Pokaż mu, że masz go gdzieś. Niech zobaczy co stracił!
  Ślizgonka wstała z łóżka i pobiegła do łazienki. Zaczęła zmywać z twarzy oznaki smutku, obmyślając plan zemsty. Jeżeli ona, Pansy Parkinson, nie może mieć Dracona Malfoya na własność, nikt nie będzie go miał.
  Postanowione.

  Draco wszedł do Wielkiej Sali pewnym siebie krokiem z Zabinim u boku. Momentalnie wzrok wszystkich dziewczyn skupił się właśnie na nich. Blondyn uwielbiał to od zawsze. Cały stres związany z Parkinson przeszedł, a zastąpiło go pewnego rodzaju podniecenie. Był to bowiem kolejny bal, czyli kolejna okazja do niewinnego flirtu.
  Wraz z przyjacielem usiedli przy stole zastawionym dla Ślizgonów, który niemal uginał się pod ciężarem jedzenia.
  - Na twoje szczęście nie widzę nigdzie Pansy. - powiedział Blaise rozglądając się po sali. Draco odetchnął z ulgą. Przynajmniej ta flądra nie popsuje mu wieczoru. A skoro mowa o psuciu czegokolwiek, gdzie się podziała Granger? Nie było jej przy Potterze i Weasley'u, którzy z kolei otoczyli się całkiem ładnym gronem małolat. Blondyn miał nadzieję że Gryfonka postanowiła zostać w dormitorium i nie zjawi się na balu. I tak nikt nie chciałby z nią zatańczyć.
  Parkiet był jak dotąd pusty ze względu na wczesną porę. Wszyscy uczniowie siedzieli grzecznie przy stołach i czekali aż zabawa się rozkręci. Draco nalał do kieliszka białe wino, dozwolone tylko siedmiorocznym i popijał je powoli.
  Wtedy jego wzrok skupił się na wejściu i pięknym, czerwonym kolorze falującym w rytm granej muzyki. Uniósł kieliszek do ust wciąż patrząc na tajemniczą dziewczynę powoli zbliżającą się do środka Wielkiej Sali.
  Zaraz, zaraz... Granger?!
  Blondyn wypluł z ust wino i poczuł, że żołądek podchodzi mu do gardła. Tak bardzo chciało mu się zwymiotować... Powstrzymał go wzrok Zabiniego i dziwnie drażniący uśmiech przyjaciela.
  - Cholera... - mruknął blondyn wycierając twarz serwetką. - Ten wywar jest okropny.
  Blaise wziął do ręki butelkę trunku i zdziwił się teatralnie.
  - Przecież jeszcze dwa tygodnie temu twierdziłeś, że to twoje ulubione wino. Ale ty szybko zmieniasz zdanie, stary. - powiedział po czym dodał: - Swoją drogą nie ma w tym nic złego. Ludzie się zmieniają, więc zdania też ulegają zmianom. Jestem z ciebie dumny, że się tego nie wstydzisz.
  Zabini poklepał blondyna po plecach. Ten jednak nic nie odpowiedział.

  Hermiona zajęła miejsce przy stole Gryffindoru. Z jej twarzy wciąż nie zeszły rumieńce spowodowane wzrokiem męskiej części zgromadzonych. Nie ma co, rudowłosa odwaliła kawał dobrej roboty.
  - Miona, nie widziałaś przypadkiem Ginny? - zapytał Harry dosiadając się do niej.
  - Powiedziała, że przyjdzie za chwilę. - odpowiedziała zgodnie z prawdą.
  Wtem wyrosła przed nią wysoka sylwetka Toda.
  - Mogę prosić? - zapytał Krukon wyciągając dłoń. Hermiona zmieszała się, ale w końcu przyjęła propozycję, zdając sobie sprawę że będą pierwszą parą na parkiecie. Starała się nie myśleć o tym, ile osób właśnie na nią patrzy. Po prostu dała Todowi prowadzić, a po chwili dołączyli do nich inni uczniowie.
  Podczas całego utworu, granego przez orkiestrę na podwyższeniu Gryfonka wyłapywała wiele spojrzeń, mniej i bardziej przychylnych.
  Nagle zobaczyła jasne, blond włosy i szaroniebieskie oczy przenikające ją na wylot. Były pełne wyrzutu.
  Wystarczyła chwila, aby Hermiona straciła równowagę i potknęła się o stopę Krukona. Ten złapał ją, spytał, czy nic się nie stało i odprowadził z powrotem do stołu.
  O co znowu chodzi temu idiocie, Malfoyowi? Czy nie mógłby choć raz zostawić jej w spokoju?

  Ginny zataczała małe kółka czekając na Zabiniego. Racja, zgodziła się pomóc mu zrealizować pewien bardzo ciekawy plan, ale nie zamierzała przez to tkwić cały wieczór w lochach!
  Kiedy w końcu Ślizgon przyszedł, nie mogła się powstrzymać od posłania mu karcącego spojrzenia.
  - Zmiana planów. - oznajmił. - Podłóż Mionce karteczkę nieco później. Na razie wszystko idzie lepiej niż myślałem.
  - To znaczy?
  - Draco aż pluje z zachwytu. - roześmiał się.
  Niezła metafora, pomyślała rudowłosa. Podobało jej się specyficzne poczucie humoru Blaisa. Zaczynała rozumieć, dlaczego miał takie szerokie grono adoratorek.

  Godzinę po rozpoczęciu bal nabierał barw. Parkiet zapełnił się tańczącymi, a przy stolikach zostawali tylko samotnicy. Ale Draco nie był samotnikiem, tylko nie miał nastroju na zabawę. Dziewczyny, które do niego podbiegały prosząc o taniec stały się okropnie irytujące. Na dodatek Parkinson jednak postanowiła przyjść i piorunować go wściekłym wzrokiem.
  Nigdzie nie widział Zabiniego, więc sięgnął po kieliszek wina. Już zamierzał pociągnąć kolejny łyk, kiedy zobaczył białą karteczkę pływającą na dnie naczynia. Nie była to przypadkiem urwana dekoracja, tylko umyślnie wrzucona wiadomość. Wyłowił ją i przeczytał zawartą treść:

Jeśli znudziło Cię już
siedzenie i gapienie się w
ścianę, znajdziesz mnie 
na korytarzu obok
biblioteki.

  Draco był zdziwiony tym niecodziennym liścikiem. Nigdy wcześniej nie dostał czegoś podobnego, zwykle dziewczyny bezwstydnie do niego podchodziły i zaczynały flirtować. Dlatego list miał w sobie coś intrygującego i tajemniczego. Coś, co blondyn bardzo chciałby poznać.
  Bez namysły wstał z miejsca i wyszedł mijając zdumioną Parkinson.

  -----------------------------------------
Hej! :)
  To już ( dopiero ) czwarty rozdział :) Jestem z niego nawet zadowolona, chociaż wiem, że mógłby być lepszy. 
  Jeszcze jedna, ważna rzecz - komentujcie, proszę. Każdy komentarz jest znakiem, że ktoś czyta tego bloga i motywacją do dalszego pisania. Tak więc, jeżeli już tu jesteś, fajnie by było gdybyś zostawił/a coś po sobie ;)
  Avalon

wtorek, 8 kwietnia 2014

Rozdział 3

  Draco wszedł do swojego dormitorium zmęczony pracą jak jeszcze nigdy. Był też zirytowany. Nawet bardzo. Granger zarzuciła mu, że jest bezczelny, a sama nie potrafiła podziękować za uratowanie życia. Mógł jej nie łapać. Trafiłaby do skrzydła szpitalnego i miałby ją z głowy na jakiś czas. Dlaczego wcześniej nie wpadło mu to do głowy?
  Było około dziesiątej, więc wziął szybki prysznic i wskoczył pod kołdrę. Nim się obejrzał, był już pogrążony w głębokim śnie.
  Siedzi w ciemnym pokoju. Nic nie widzi, ale czuje. Jest przywiązany do krzesła. Wtedy zapala się światło. Pierwsze co spostrzega, to znajome twarze zwrócone w jego stronę. Jego rodzice, inni śmierciożercy i... Czarny Pan. Ogarnia go głęboki, instynktowny strach. Wszyscy są wpatrzeni w Dracona. Jest osaczony. Próbuje się wyrwać, ale nie starcza mu sił. 
  Wtedy jego wzrok skupia się na czymś innym. Jakaś postać siedzi naprzeciwko niego. Rozpoznaje ją. Hermiona Granger. Obok niej chodzi jego ciotka Bellatrix, celując w nią różdżką i mówi: Cruciatus! Gryfonka zaczyna krzyczeć, bardzo cierpi. Draco nie może na to patrzeć. Chce powstrzymać ciotkę, ale wie, że gdy to zrobi, Voldemort odbierze to za zdradę i  okazanie słabości. A wtedy zabije jego rodziców. Patrzy na tortury Granger ze łzami w oczach, dlatego że jest bezsilny. Nagle Bellatrix przerywa zaklęcie i rzuca kolejne... Avada Kedavra!
  Draco obudził się z krzykiem. Dawno nie miał snów tego typu, które nawiedzały go przez długi czas po wojnie. Psycholog, wynajęty przez matkę wbrew jego woli powiedział mu, aby nie wracał do wspomnień i uczuć z czasów bitwy o Hogwart. Dlatego mimo pewnej przemiany, Draco starał się zachować swój dawny wizerunek. Na początku twierdził, że będzie to dziecinnie proste, jednak widok wszystkich twarzy, które widział ostatnim razem z różdżkami w dłoniach, ranami na ciałach i strachem w oczach przypominają mu o okropnych wydarzeniach, jakich był świadkiem.

   Tego dnia śniadanie jedzono przy wyjątkowym rozstawieniu stołów, przygotowanym na wieczorny bal. Wszyscy zachwycali się dekoracjami i wystrojem Wielkiej Sali, ale Hermiona, która miała tego serdecznie dość skupiła wzrok na Teresie Bowcraft, lepiącej się do Rona. Rudzielec najwidoczniej grał na dwa fronty, jednego dnia obściskiwał się z tą małą lafiryndą w salonie Gryffindoru, drugiego zalecał do Miony, po czym całkowicie o niej zapominał. To było po prostu żałosne.
  Obok brązowowłosej siedziała Ginny, a naprzeciwko Harry. Ich miny miały ten sam wyraz - głębokie zażenowanie.
  - Piękny teatrzyk. - skomentowała cicho ruda. - Nie mogę uwierzyć, że mój brat umawia się z takim składem budowlanym.
  - A konkretniej? - zapytała rozbawiona Hermiona.
  - No wiesz, pustak i na dodatek deska. - zaczęły się śmiać.
  Kończąc owsiankę, Hermionia zauważyła, że Ginny odwróciła głowę i do kogoś mrugnęła. Niemożliwe. Przecież szedł za nimi tylko Malfoy ze swoim durnym kolegą, Zabinim. Musiało jej się zdawać.

  Gdy wychodziła z Wielkiej Sali, zaczepił ją Harry.
  - Herm, chciałbym z tobą pogadać.
  - Chodzi o Ginny? - zapytała zdezorientowana. Dawno nie rozmawiała z wybrańcem w cztery oczy.
  - Nie. O Rona. - No tak... Weasley nie potrafi inaczej załatwiać spraw, niż przez posyłanie Pottera. - Powinnaś dać mu drugą szansę, Miona. Jemu naprawdę na tobie zależy. Wiem, co sobie teraz myślisz, po co ta cała szopka z Tess, ale on to robi tylko po to, żebyś była zazdrosna i...
  - Harry, proszę, nie baw się w swatanie mnie i Rona. - przerwała mu. - Jestem dorosła i sama potrafię podjąć decyzję. Poza tym, Ginny widziała jak twój przyjaciel obściskuje się z Teresą w salonie Gryffindoru. Moim zdaniem tworzą świetną parę.
  Musiała się pilnować, żeby nie wybuchnąć śmiechem, kiedy mówiła ostatnie zdanie.
  - Czyli o to ci chodzi? Że Ginny nakryła ich, kiedy... no wiesz... Herm, przecież nic wielkiego się nie stało, to był tylko jeden raz.
  Hermiona spojrzała na niego z wielkim zaskoczeniem. Nic wielkiego?! Nie zdziwiła by się, gdyby powiedział to ktoś taki jak... na przykład Malfoy, ale Harry?! Harry przecież jest z Ginny, kocha ją i nie pozwolił by sobie nawet na jednorazowe wybryki... A może jednak już to zrobił?
  - Chcesz mi się do czegoś przyznać? - zapytała. Potter pokręcił przecząco głową, ale dało się dostrzec coś na kształt zdenerwowania w jego oczach. Brązowowłosa nie miała pojęcia, czy mu wierzyć. Dawniej nawet nie zapytała by go o taką rzecz. Ale ludzie się zmieniają, stosunki między nimi i chociaż to przykre, Hermiona zdała sobie sprawę, że bardzo oddaliła się od Harry'ego i Rona.
  - Muszę już iść. - powiedziała i minęła wybrańca. Atmosfera towarzysząca ich rozmową stała się chłodna i nieprzyjemna. Na szczęście była jeszcze Ginny, z którą mogła szczerze pogadać. Pytanie tylko, czy Potter zdaje sobie sprawę, z tego, do czego się przyznał.

  Po zajęciach Hermiona wyszła na zewnątrz. Chciała wyciszyć się i na spokojnie przyswoić kilka spraw. Idiotyzm Rona ( tak, w tym wypadku nie było innej nazwy na zaistniałą sytuację ), podejrzane zachowanie Harry'ego i dodatkowo pewien cholernie irytujący blondyn nie dawały jej się rozluźnić. Dlatego dla pełnego odprężenia zabrała ze sobą podręcznik do obrony przed czarną magią. Co prawda, nikt nie rozumiał jej zamiłowania do nauki, ale nie miała zamiaru się z nim ukrywać.
  Usiadła na trybunach przy boisku do Quidditcha i otworzyła książkę.
  - Widzę, Granger, że przyszłaś podziwiać trening Slytherinu. - usłyszała znajomy głos dobiegający z dołu.
  - Mylisz marzenia z rzeczywistością, Malfoy. - odpowiedziała podnosząc wzrok znad podręcznika. Drużyna Ślizgonów właśnie przygotowywała się do gry, tymczasem blondyn patrzył na Hermionę kpiąco.
  - Nigdy niczego nie mylę. - burknął i odwrócił się w stronę reszty reprezentantów Slytherinu. Gryfonka chciała znaleźć się od nich jak najdalej, ale nie mogła dać Malfoyowi satysfakcji, że udało mu się jej pozbyć. Ostatecznie postanowiła zostać na trybunach, przeczytać rozdział obrony przed czarną magią i uciec, kiedy nikt nie będzie patrzył.
  Drużyna Ślizgonów ustawiła się na swoich miejscach. W momencie, kiedy kufel, tłuczki i złoty znicz wzbiły się w górę, rozpoczęła się zacięta gra. Hermiona spojrzała na to od niechcenia.
  Pierwszym, co przykuło jej uwagę był Malfoy, pędzący na miotle za małą, skrzydlatą piłeczką. Poruszał się pewnie, a jego twarz wyrażała skupienie i determinację. Wyglądał... niecodziennie. Widać było, że uwielbia to co robi i niestety był w tym dobry, myślała Gryfonka.
  Wtedy usłyszała głośnie chrząknięcie. Odwróciła głowę i zobaczyła grupkę adoratorek blond Ślizgona z Pansy Parkinson na czele. Ich wzrok ciskał w Hermionę błyskawicami. Co takiego im zrobiła, że wzbudziła w nich mordercze instynkty? Przecież nie siedziała wpatrzona w kapitana drużyny Slytherinu ani nie kontemplowała nad jego majestatyczną postawą. Chwila... jaką znowu majestatyczną postawą?
  Gryfonka spuściła wzrok na podręcznik. Nie powinno jej tu być. Powinna już dawno odejść i nie zwracać uwagi na to, co pomyśli Malfoy. Cokolwiek sobie wcześniej myślała, była naiwna.

  Blaise patrzył na najlepszą komedię w dziejach Hogwartu. Co więcej, miał doskonałe miejsce do obserwacji, jakim była jego własna miotła. Całe szczęście, że posiadał równierz podzielność uwagi. Mógł jednocześnie skupić się na treningu Quidditcha oraz zachowaniu Draco i Hermiony.
  Gryfonka przyglądała się przez moment blondynowi, ale coś ją najwidoczniej speszyło, bo znów schowała nos w podręczniku do obrony przed czarną magią, a po chwili wstała z trybun i skierowała się do wyjścia.
  - Łap ten znicz szybciej, kretynie. - mruknął Zabini, patrząc jak Malfoy wyciąga rękę po skrzydlatą piłeczkę. Jeszcze trochę, jeszcze kawałek i... Już trzymał w dłoni złoty znicz uśmiechając się triumfalnie.
  Wszyscy zwrócili się w jego stronę, drużyna z okrzykami zadowolenia, Ślizgonki siedzące na trybunach zaczęły piszczeć a Hermiona patrzyła na blondyna z zaskoczeniem. Nie ma co, chłopak się postarał. Jeżeli złapie piłeczkę w takim tempie na mistrzostwach, Slytherin wygra bez problemu.
  Blaise cieszył się z wyniku przyjaciela, ale bardziej z pewności, że jego Wielka Teoria jest już Wielkim Faktem. O Godryku, czy oni serio są tacy głupi i sami nie wiedzą co się dzieje? Najwidoczniej... Ale Zabini im to ładnie, delikatnie uświadomi. W odpowiednim momencie, oczywiście.

   Po treningu w szatni Draco przyjmował pochwały od członków drużyny. Sam był z siebie cholernie dumny. Nie każdy szukający osiąga tak dobry wynik.
  Jako ostatni podszedł do blondyna Blaise.
  - No pięknie, czyżby nowy rekord?
  - Na to wygląda. - odpowiedział Malfoy ze swoją wrodzoną "skromnością".
  - Widzę, że jesteś w świetnej formie, Draco. Bo na pewno nie pomogła ci obecność pewnej dziewczyny na trybunach. - Zabini nabrał podejrzanego wyrazu twarzy.
  - Nie bądź taki zaborczy, Blaise. - powiedział blondyn, po czym oberwał w prawe ramię od przyjaciela. - Już ci chyba tłumaczyłem, że mam dość Parkinson i niedobrze mi się robi, gdy ją widzę.
  - Mi wcale nie chodzi teraz o Pansy. - Zabini odwrócił się na pięcie i wyszedł z szatni, zostawiając Dracona w stanie ogłupienia.
  Jeżeli nie miał jej na myśli, to kogo? Na trybunach siedziało przecież wiele Ślizgonek. No i ta natrętna Granger, ale ona akurat nie była w żaden sposób wyróżniona. Blaise'owi na pewno o nią nie chodziło.

  Idąc do swojego dormitorium, Hermiona wpadła na Ginny, albo raczej odwrotnie, to Ginny wpadła na Hermionę.
  - Gdzieś ty była? Wszędzie cię szukałam. - powiedziała rudowłosa.
  - Ja... spacerowałam.
  - To dobrze że już wróciłaś. Musisz mi pomóc w przygotowaniu na wieczorny bal.
  No tak, bal. Hermiona prawie o nim zapomniała.
  - Nic za darmo. - odpowiedziała uśmiechając się do przyjaciółki. - Ty też mi pomożesz, albo strój się sama.
  Ginny roześmiała się, zadeklarowała swoją pomoc i ruszyły w stronę dormitorium brązowowłosej.
  - Będzie się działo. - stwierdziła cicho Weasley.


------------------------------------------------------
Witajcie, kochani :)
Jest, trzeci rozdział. Wbrew moim zapewnieniom krótszy od poprzednich, ale poprawię się, obiecuję! c;
Jest, jaki jest. Może niektórym nie przypaść do gustu, ale był konieczny do rozkręcenia akcji w późniejszych rozdziałach. Co do długości - usprawiedliwię się tym, że mam w szkole prawdziwe urwanie głowy, serio.
No i informacja - będę pisać dłuższe rozdziały, ale muszę mieć na to czas, więc następne będą pojawiały się co tydzień, tak jak na większości blogów ( jeśli się wyrobię, wstawię rozdział wcześniej ).
Pozdrawiam :)))
A. Collins

czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział 2

  Zabini był najlepszym przyjacielem Dracona od lat. Razem przeżyli piekło w szeregach Voldemorta, co pozwoliło im jeszcze lepiej się poznać.
  Blaise wiedział że po wojnie należy ocieplić stosunki z Gryfonami. Wiedział, a nawet tego chciał. Co innego Draco, który był niczym góra lodowa, niedająca się pokonać nikomu. Co mu właściwie nie pasuje w pomyśle Zabiniego? Przecież był genialny ( tak jak wszystkie inne jego pomysły )! No dobra, może nie aż genialny ale oczywisty. Czy chodziło o czystą nienawiść do Hermiony? Nie, na pewno nie. Malfoy dawał wszystkim do zrozumienia że za nią nie przepada ( to nawet mało powiedziane ), ale Blaise nie był głupi. Codziennie słuchał o tym jaka Gryfonka jest irytująca. Kiedy Draco zaczął ją obrażać, nie mógł przestać, dosłownie usta mu się nie zamykały gdy o niej mówił.
  Zabini nie wiedział co o tym wszystkim myśleć, ale miał pewną teorię. O Godryku, gdyby tylko Malfoy dowiedział się jak ona brzmi!
  Czarnowłosy Ślizgon uśmiechnął się sam do siebie krocząc korytarzem w stronę dormitorium Slytherinu. Teoria jest tylko teorią, do czasu gdy się ją potwierdzi. Wtedy już staje się faktem.

  Hermiona chciała wybić sobie z głowy ponure wizje spędzania całego wieczoru w towarzystwie Malfoya. Pocieszała się, że przecież w Wielkiej Sali będą również pozostali prefekci i nauczyciele. Z drugiej strony im więcej osób, tym bardziej Ślizgon zechce ją przy nich upokorzyć. Sama już nie wiedziała czy woli być z nim na osobności czy przy innych. W ogóle nie chciała go widzieć.
  - Wszystko okey, Miona? - Ron wyrwał ją z transu rozmyślań. Siedzieli na ławce i próbowali się uczyć - Wyglądasz jakbyś zaraz miała zwymiotować.
  I tak się czuła.
  - Dzięki wielkie, Ronaldzie, za troskę. I nie, nic mi nie jest. - odpowiedziała rudzielcowi uśmiechając się lekko. Czy to właśnie przez takie uśmiechy myślał że Hermiona wciąż coś do niego czuje? Nurtowało ją to pytanie. Myślała, że jasno się wyraziła mówiąc mu przy zerwaniu "zostańmy przyjaciółmi, jak dawniej".
  - Przecież widzę że coś cię dręczy. - Ron nie ustępował. Nie wiedziała dlaczego nie chce mu się wyżalić. Wcześniej mówili sobie wszystko. Wcześniej, czyli przed zerwaniem.
  - Nic wielkiego... po prostu... Malfoy mnie irytuje. I to bardzo.
  - To skończony kretyn i tyle. Nie warto się takimi przejmować, Herm. Daję głowę, że kiedy był mały zgubił mózg w Zakazanym Lesie.
  Gryfonka roześmiała się serdecznie.
  - Pamiętaj, że we mnie zawsze możesz znaleźć wsparcie. - dodał Ron i na dowód swoich słów złapał Hermionę za rękę. Czy był to tylko przyjacielski gest? Spojrzała ze zdziwieniem na Weasleya, który teraz niebezpiecznie szybko zbliżał się do jej twarzy.
  - Muszę iść na zielarstwo. - oznajmiła wyrywając się z uścisku. Ruszyła w stronę szklarni zostawiając w tyle zdezorientowanego Ronalda. Co on sobie myślał?! Czy w ogóle coś myślał?

  Draco był z jednej strony zadowolony, chowając się we wnęce podsłuchał bardzo interesującą wymianę zdań między Granger a Weasleyem, z drugiej cholernie wkurzony. Jak ten rudawy idiota mógł go tak nazwać?! I na dodatek zasugerować że nie ma mózgu?! Przegiął po całości.
  Malfoya ucieszyło jednak to, że Granger nie dała się nabrać na żałosne zaloty Rona. Odczuwał nawet z tego powodu satysfakcję.
  Kiedy się odwrócił, wpadł prosto na Blaisa.
  - Witaj moje blond słoneczko. - powiedział Zabini szczerząc się w uśmiechu.
  - Ile tu stałeś? - Draco był zdenerwowany zachowaniem przyjaciela. Jeśli Weasley wciąż siedział na ławce, na pewno usłyszał jego głos.
  - Wystarczająco długo. Nie jest ci przykro, że ten niegrzeczny Ron tak brzydko o tobie mówi? - Blaise doskonale wczuł się w rolę zatroskanej matki.
  - Nie żartuj, Zabini. - Draco posłał mu karcące spojrzenie i odszedł.

  Harry miał naprawdę bardzo napięty grafik. Lekcje, treningi Quidditcha, nauka do owutemów i spotkania z Ginny zajmowały cały jego czas. I chociaż był dopiero początek roku szkolnego, Potter czuł że sposób spędzania wolnych chwil stanie się wkrótce monotonny.
  Idąc w stronę klasy do transmutacji dostrzegł swojego przyjaciela w towarzystwie młodszej o rok Gryfonki. Obejmował ją i otwarcie ze sobą flirtowali. Nie ma co, Harry zgłupiał gdy ich zobaczył.
  - Cześć, Tess. - zwrócił się do dziewczyny. - Mógłbym chwilę porozmawiać z Ronem?
  Skinęła głową na zgodę, pocałowała Weasleya w policzek i oddaliła się z gracją kręcąc sami-wiecie-czym. Rudy odprowadził ją wzrokiem uśmiechając się do siebie.
  - Odbiło ci? Mówiłeś że liczy się dla ciebie tylko Miona, a teraz co? - zapytał Potter piorunując wzrokiem przyjaciela.
  - Bez przesady, Harry. Herm przecież nie ucieknie.
  - Nie mam pojęcia co w ciebie wstąpiło. - odwrócił się od Rona i zrobił krok do przodu.
  - Nie ucieknie bo już to zrobiła. - wyrzucił w końcu z siebie rudy Gryfon. Zdobył się również na odwagę by zdradzić wybrańcowi szczegóły tego kompromitującego zdarzenia. Podsumował słowami: - Tak, dała mi kosza. Tak, to już drugi raz. Tak, będę teraz przebierał w dziewczynach, może dotrze do niej co straciła.
  Harry słuchał przyjaciela w skupieniu. Współczuł mu z powodu ponownego odrzucenia, ale nie sądził że wzbudzanie zazdrości w Hermionie to dobry pomysł. Jednak Weasley jest Weasleyem, i co postanowi, to wykona.
  - Pamiętaj, że igrasz z ogniem, Ron. - dodał Potter, gdy wchodzili do sali transmutacji.

  Hermiona szła na egzekucję. Tak przynajmniej wyobrażała sobie spędzenie czasu w towarzystwie Malfoya. Powtarzała w myślach, że po prostu będzie go ignorować. Wtedy na pewno uda jej się jakoś przeżyć ten dzień do końca.
  Z każdym kolejnym krokiem w stronę drzwi Wielkiej Sali jej nogi stawały się coraz cięższe. Gdy je otworzyła ( drzwi, nie nogi ), zobaczyła że wszyscy są już obecni, i tak właściwie czekają tylko na nią. Jak najciszej do nich dołączyła.
  Tleniony Ślizgon opierał się o ścianę. Nic dziwnego, na pewno nie będzie chciał pomagać w przygotowaniach do balu, jest na to zbyt leniwy. I dobrze.
  McGonagall zebrała prefektów i dokładnie objaśniła jak mają być rozmieszczone dekoracje.
  - Panowie Clark i Steward pójdą za mną. Brakuje nam kilku rzeczy, które znajdują się w lochach. Panna Granger i pan Mal... Panie Malfoy, czy pan mnie słucha?
  Blondyn ocknął się i skinął głową. Żałosne, pomyślała Hermiona. Moment... Ona i Ślizgon co?...
  - Profesor McGonagall, zdaje się że nie skończyła pani mówić... - zaczęła niepewnie Gryfonka.
  - Ach tak, pani zostanie tu z panem Malfoyem. Zajmiecie się rozwieszaniem pierwszych wstęg. - powiedziała Minerwa, po czym zwróciła się cicho do Hermiony. - Mam nadzieję że chociaż pani uda się go zagonić do pracy.
  Brązowowłosa odczuła słowa nauczycielki jak uderzenie patelnią. Czy naprawdę to powiedziała? Wszystko wskazywało na to, że tak. Gryfonka stała na środku Wielkiej Sali i patrzyła jak McGonagall z dwoma innymi prefektami znika za drzwiami. Trzask. Zamknęły się. Już po niej.

  Hermiona Granger pociąga Dracona - tak brzmiała teoria Zabiniego, która zdawała sama się potwierdzać. Blaise był zadowolony z tego, że nakrył przyjaciela w tak jednoznacznej sytuacji. Teraz miał już prawie pewność że intuicja go nie myli. Jednak Malfoy jest zbyt upartym osłem żeby się do tego przyznać. Trzeba by go jakoś złamać. I tak się złożyło, że Zabini miał już obmyślony plan jak to zrobić.
  Wtedy zobaczył pod ścianą rudą siostrę Weasleya, która rozmawiała ze szkolną dziwaczką, Luną Lovegood. Doskonale. Podszedł do nich. Kości zostały rzucone. Czas na pierwszy etap realizacji planu...

  Hermiona zacisnęła pięści i podeszła do pudła ze wstęgami w barwach poszczególnych domów. Kątem oka zobaczyła jak Draco rozsiada się na ławce i w pełnym odprężeniu zamyka oczy.
  Aż się w niej zagotowało. Ona ma się wysilać, podczas gdy ten kretyn będzie sobie odpoczywał?! O nie! Nigdy na to nie pozwoli!
  Szybkim krokiem podeszła do niego i rzuciła mu na kolana stertę wstążek.
  - Bierz się do roboty, Malfoy. - warknęła odchodząc.
  - Czyli jednak nie jesteś taka samowystarczalna jak to wszystkim próbujesz pokazać, Granger. Nie poradzisz sobie beze mnie, tak? - drwił z niej.
  - Nie bądź śmieszny, Malfoy. Oczywiście że sobie poradzę! Ale nie mam zamiaru patrzeć jak się obijasz, kiedy ja będę pracować.
  - W takim razie mnie o to poproś. - założył ręce i uśmiechnął się prowokująco. Że co? Ona ma go o coś prosić? O coś, co jest jego obowiązkiem?! Jeżeli tak postawił sprawę, będzie musiał się rozczarować.
  - Nie ma mowy. - ucięła krótko Hermiona i się odwróciła.
  - Dobra, sama tego chciałaś. Tylko nie skarż na mnie potem starej McGonagall, bo zginiesz publicznie.
  Na pewno była teraz bordowa od nerwów. Postanowiła jednak trwać w swoim postanowieniu i po prostu ignorować Ślizgona.
  Rozejrzała się po Wielkiej Sali. Według wskazówek opiekunki Gryffindoru wstęgi należy zawiesić w kątach, kolorystycznie i ... dość wysoko. Jak ona się tam dostanie? No jasne, przecież o ścianę była oparta drabina.
  Hermiona postawiła nogę na pierwszym szczeblu.
  - Lepiej tego nie rób. - ostrzegł ją głos zza pleców.
  Nie przejmuj się nim, Herm. To tylko Malfoy, przeszkodzi we wszystkim czego spróbujesz dokonać, mówiła w myślach ( o ile wejście na drabinę jest jakimś dokonaniem ).
  - Spadniesz, Granger. - blondyn odezwał się znowu, kiedy była w  połowie wysokości. A gdzie się podział ten jego idiotyczny uśmiech?
  Hermiona wspinała się dalej aż do samego końca drabiny. Poczuła dumę przypinając pierwsze wstęgi. Ha! A ten tleniony histeryk śmiał w nią wątpić!
  - Pamiętaj tylko, że jeśli się zabijesz, powiem wszystkim że to było samobójstwo. - powiedział Draco. Merlinie, dlaczego on był taki irytujący?!
  - Nie spadnę, Malfoy! - krzyknęła Gryfonka i odwróciła gwałtownie głowę w jego stronę. Wtedy straciła równowagę.
  Leciała w dół, wyobrażając sobie jak bardzo będzie bolało uderzenie o posadzkę ale... wcale nie było tak źle. Najwyraźniej podłoga w Wielkiej Sali jest bardziej miękka niż myślała. I ma... ręce?
  - Było mnie posłuchać. - Hermiona otworzyła oczy. Z zaskoczonego jej twarz nabrała wściekły wyraz. Malfoy.
  - Puść mnie, ale to już! - chciała mu się wyrwać.
  - Tak mi dziękujesz za uratowanie życia? No pięknie, Granger. Nie dość że lekkomyślna, to jeszcze niewychowana.
  - Puszczaj! - krzyknęła. Draco zrobił o co prosiła. Dosłownie wypuścił ją, przez co spadła na podłogę.
  - Nie mogę uwierzyć, że istnieją tak bezczelni ludzie jak ty... - powiedziała podnosząc się z posadzki. - I wcale nie uratowałeś mi życia! Nie spadłabym gdybyś się nie odzywał!
  Malfoy przyjmował słowa Gryfonki ze spokojem. Patrzył na nią jak na ostatnią ofiarę losu. Na jego twarz znowu wkradł się cyniczny uśmiech.
  - Następnym razem pamiętaj, że do zawieszenia wstążki wystarczy jedno zaklęcie. - zaśmiał się widząc jej minę. No tak! Wingardium Leviosa! Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślała? - Nie mam pojęcia co cię tak rozprasza, Granger.
  Zanim zdążyła ułożyć jakieś sensowne zdanie, przez drzwi Wielkiej Sali weszła profesor McGonagall w towarzystwie woźnego i reszty prefektów, obładowanych pudłami do tego stopnia, że nie dało się ich rozpoznać.
  Przez resztę wieczoru Hermiona starała się nie myśleć o utraconej dumie i jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Ale nie mogła tak po prostu wyrzucić z głowy słów blondyna. Musiała przyznać mu rację, coś ją rozprasza. Czy chodzi o stres spowodowany tegorocznymi egzaminami? A może o Rona, który przystawiał się do niej przed zielarstwem?
  Mimowolnie spojrzała w stronę Malfoya, który zajęty był ustawianiem rzeźb balowych. On też na nią spojrzał. Szybko odwróciła wzrok. Dziwne, z daleka wydaje się że oczy blondyna mają szary kolor, a tymczasem są niebieskie...


----------------------------------------------------------------------
  Hej :)))
  No i jest, drugi rozdział. Jest trochę dłuższy od poprzedniego, ale wciąż krótki. Wstawiam go dość wcześnie, chciałam to zrobić dopiero we wtorek, ale mam już prawie skończony trzeci rozdział. Chciałabym również żebyście mieli większy obraz treści bloga, więc się ugięłam i opublikowałam :)
  Avalon Collins.